- Jessie? Ej, Jessie! Wstawaj! - Leo potrząsał nieprzytomną dziewczyną za ramiona. - No weź, obudź się! Proszę, obudź się! Nie możesz przecież umrzeć! Nie umrzesz, rozumiesz! No Jessie, no!
- Nie umrze - Nico stanął za nim tak cicho, że Leo aż podskoczył. Całkowicie podzielał zdanie Jasona - di Angelo definitywnie powinien nosić jakiś dzwoneczek na szyi albo coś takiego.
- Skąd wiesz, że nie umrze?
- Wyczuwam takie rzeczy. Jestem przecież synem Hadesa, boga śmierci, prawda? - Nico uśmiechnął się drwiąco, zaraz jednak spoważniał. - Jest w śpiączce, balansuje pomiędzy życiem a śmiercią. Mógłbym spróbować ją wybudzić, ale będzie to niebezpieczne, może spowodować nieodwracalne zmiany w jej psychice. Z drugiej strony, jeśli będzie w śpiączce za długo, może się już nie obudzić...
- Wcześniej mówiłeś, że nie umrze! - Leo podniósł się z krzesła i zaczął chodzić po pokoju, obijając się o ściany. Miał bardzo poważne ADHD, nawet jak na herosa i bezczynne oczekiwanie było dla niego naprawdę trudne.
- Tak, mówiłem, że nie umrze i podtrzymuję to, chodzi o to, że może pozostać w śpiączce do końca życia. Ile to już..?
- 3 dni, 7 godzin, 32 minuty i - spojrzał na zegarek - 25 sekund... Jeśli coś jej się stanie... - Leo usiadł na brzegu łóżka dziewczyny i schował twarz w dłonie. Nie mógł patrzeć na nią taką leżącą bez życia, z bladą twarzą i rozsypanymi w nieładzie po poduszce rudymi włosami. Wyglądała na tak kruchą, jakby lekki podmuch wiatru mógł ją zniszczyć. Była piękna, jak porcelanowa lalka, ale... nieżywa. - To ja zaproponowałem, aby spróbowała odciągnąć od okrętu tego żółwia... Gdyby nie ty...
- I tak miała dużo szczęścia, normalny człowiek już dawno by umarł, ale ona jest silna - Nico położył dłoń na czole dziewczyny, a Leonowi zdawało się, że jej powieki lekko zadrgały, jakby miały się otworzyć, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Dziewczyna dalej leżała nieruchomo. - Jest ciepła, jakby chciała się obudzić, ale nie może. Mogę spróbować jej pomóc, ale... - położył dłoń na ramieniu Leona. - Nie będzie to łatwe. Potrzebuję się skupić. Jeśli coś pójdzie nie tak...
Leo zrozumiał. Pocałował delikatnie dziewczynę w policzek (Nico w tym czasie udawał, że poprawia coś przy rękojeści swojego miecza) i wyszedł z pokoju.
Trzy dni. Jessica jest nieprzytomna od trzech dni. A wszystko dlatego, że on wymyślił sobie, żeby odwróciła uwagę głupiego żółwia, który pożerał ich okręt. Gdyby nie Nico, który zauważył, że spada i w ostatniej chwili zdążył przeteleportować się tam za pomocą cienia i złapać ją za rękę... Leo nie chciał nawet o tym myśleć.
Przez te trzy dni cały czas u niej przesiadywał, posyłając sobie groźne spojrzenia z Crisem, który również cały czas przy niej był, zmieniany tylko od czasu do czasu przez Piper i Hazel, które kazały mu iść się przebrać, wykąpać, albo coś zjeść. Jason też czasem wpadał, przeprowadzając, a raczej przynosząc ze sobą ledwo żywego Octopusa, z połamanymi żebrami i dosłownie zmiażdżoną przednia łapą, który wył żałośnie na widok swojej pani. Nawet Frank raz na jakiś czas zajrzał do niej, sprawdzając, czy wszystko w porządku.
Jedynie Nico zdawał się wogóle tym nie przejmować, chociaż Leo wiedział, że to tylko maska. Tak naprawdę di Angelo strasznie cierpiał, choć starał się tego nie pokazywać. Torresowa była dla niego jak siostra, a z tego co słyszał od Annabeth, Nico już raz stracił siostrę, Biancę i nie chciał przeżywać tego ponownie. Gdyby teraz coś stało się Jessie... Byłoby to jak ponowne otwarcie już zasklepionej rany.
W tym samym czasie Nico siedział na brzegu łóżka Jessici, ściskając ją za rękę i mamrocząc coś po starogrecku. Jeszcze nigdy nie wybudzał ludzi ze śpiączki i nie był pewny, czy to jest wogóle możliwe, ale wiedział, że tym razem musi mu się udać. Przecież Jessica nie może zostać taka na zawsze!
Niestety jak na razie nie przynosiło to żadnych rezultatów.
Ostatni raz położył dłoń na jej czole, starając się jakoś jej pomóc. Jeśli tym razem mu się nie uda... Będzie musiał przyznać się do swojej bezradności. Zawiedzie Leona, Crisa, wszystkich ich przyjaciół...
- Jessie, obudź się, nie możesz umrzeć! - jego głos się załamał, a po policzkach spływały łzy. - Torres, no weź, obudź się. Musisz się obudzić. Ja... Ja mu obiecałem... Obiecałem, że będę się tobą opiekował! Jeśli coś ci się stanie... Obiecałaś, że zawsze przy mnie będziesz! Że nie opuścisz mnie, tak jak Bianca. Jeśli ty odejdziesz... Proszę, Jessie, on mnie znienawidzi!
Dziewczyna nie zareagowała. Nico wiedział, że to nie jej wina, ale mimo to był na nią wściekły. Czuł się tak, jak wtedy, gdy miał 11 lat a Percy oznajmił mu, że jego siostra nie żyje. Chciał go wtedy znienawidzić, pozwolić, aby szkielety rozerwały go na strzępy! Chciał, ale... nie mógł tego zrobić. Za bardzo go kochał... A Jess... Była jedyną osobą która rozumiała jego odmienność i nie uważała, że jest to dziwne. W niektórych rzeczach tak bardzo przypominała mu Jacksona... A teraz, gdyby miał stracić też ją...
Schował twarz w dłonie i załkał. Nie może jej stracić, po prostu nie może! Obiecał Perciemu, że jeśli on nie będzie mógł tego zrobić, zaopiekuje się nią! A teraz, gdy Jackson był w Tartarze... Jego słowa stały się jeszcze bardziej realne, a obietnica dosłownie paliła. Jeśli nie uda mu się uratować dziewczyny... zginą. Obydwoje zginą, bo złożył przysięgę na Styks. A jeśli zginą... Może wtedy wreszcie wszystko będzie dobrze?
Zamknął oczy i pogrążył się we wspomnieniach...
Był to ostatni dzień obozu, po Bitwie pod Manhattanem i pokonaniu Kronosa. Percy i Annabeth właśnie oficjalnie zostali parą.
A on? Włóczył się bezczynnie, starając się sprawiać wrażenie zadowolonego. Myślał o Jessice. O tym, jak po jej zniknięciu Annabeth rozpowiadała wszystkim, że Torresowa była szpiegiem i dlatego zniknęła, chociaż widać było, że sama w to nie wierzy a Percy siedział zamknięty w swoim domku albo na dnie jeziora, obwiniając się za to i myśląc, że to jego wina.
Nico chciał jakoś mu pomóc, podejść, przytulić, pocałować, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wiedział, że jeśli to zrobi, będzie tylko gorzej. Percy nic do niego nie czuje, a gdyby syn Hadesa powiedział mu o swoich uczuciach, tylko by się zamartwiał.
Chłopak był tak zajęty swoimi rozmyśleniami, że nie zauważył nawet, kiedy na kogoś wpadł.
- Uważaj - burknął, otrzepując spodnie z pyłu. Nienawidził, gdy ktoś go dotykał, a zderzenie definitywnie podchodziło pod dotyk.
- Nico! - Percy uśmiechnął się promiennie i uścisnął go mocno, nie zważając na protesty młodszego chłopaka. - Wszędzie cię szukałem!
- Oj, przepraszam, jak ja mogłem zapomnieć pogratulować ci z okazji chodzenia z Annabeth - prychnął, wyrywając się jego uścisku. - Wybacz, ale kwiatów raczej ode mnie nie dostaniesz, nie przepadam za ludźmi, którzy nazywają najlepszą przyjaciółkę zdrajcą!
- Ej, mały, co cię ugryzło? - Percy spojrzał na niego z troską w oczach. - Przecież Ann nigdy by...
- No to szkoda, że to zrobiła - syn Hadesa zrobił krok do tyłu i spojrzał na niego wilkiem. - Twoja idealna nowa dziewczyna łaziła po całym obozie, gadając, że nie może uwierzyć, że Jessica nas zdradziła, chociaż wszyscy jej ufaliśmy! ONA NAS NIE ZDRADZIŁA, ROZUMIESZ!!! TO, ŻE ZNIKNĘŁA WCALE NIE ZNACZY, ŻE DOŁĄCZYŁA DO ARMI KRONOSA! A ANNABETH NIENAWIDZĘ! NIENAWIDZĘ TWOJEJ IDEALNEJ DZIEWCZYNY, TWOJEJ KSIĘŻNICZKI! NIENAWIDZĘ JEJ, ROZUMIESZ? N-I-E-N-A-W-I-D-Z-Ę!!! CHCĘ, ŻEBY UMARŁA, ZA TO, CO ZROBIŁA JESS! I MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE TRAFI DO ELIZJUM, BO NA TO NIE ZASŁUGUJE! ONA NIE JEST HEROSEM! A NAJLEPIEJ, TO NIECH SPADNIE DO TARTARU! ANNABETH CHASE, CÓRKA ATENY TO PODSTĘPNY KŁAMCA, KTÓRY ODWRACA SIĘ OD PRZYJACIÓŁ, GDY CI JEJ POTRZEBUJĄ! DLATEGO JEJ N-I-E-N-A-W-I-D-Z-Ę!!! I ŻYCZĘ JEJ CZEGOŚ GORSZEGO OD ŚMIERCI!!!
Percy zachwiał się do tyłu, jakby di Angelo wycelował do niego z pistoletu, a uśmiech znikł z jego twarzy. Gdy się odezwał, jego głos był pusty, wypruty z wszelkich emocji.
- Idziesz teraz jej szukać, prawda? Będziesz szukać Jessici? Myślisz, że jest jakaś szansa, aby ją odnaleźć?
- Nie wiem, czy jest jakaś szansa, Jackson, ale ja na pewno się nie poddam. Nie odwrócę się od niej, teraz, gdy czuję, że jest z nią coś nie tak, gdy najbardziej nas potrzebuję. Tak, Jackson, będę jej szukać.
- Obiecaj, że jeśli ją znajdziesz, zaopiekujesz się nią! Przysięgnij na Styks! - Percy chwycił chłopaka za ramiona, zmuszając, aby ten spojrzał mu w oczy.
Nico wytrzymał jego spojrzenie.
- Ja, Nico di Angelo, syn Hadesa obiecuję na Styks, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby odnaleźć Jess i kiedy to zrobię, będę ją chronić. I robię to dlatego, bo mi na niej zależy, a nie dlatego, że mi każesz, bo ja, w przeciwieństwie do innych, na przykład twojej dziewczyny, nie odwracam się plecami do przyjaciół, wtedy, gdy najbardziej mnie potrzebują.
Zagrzmiało. Przysięga została zawarta.
- Nico! Wstawaj, śpiochu! Ej, Nico, wstawaj! - nad jego twarzą ze śmiechem pochylała się rudowłosa istota, łaskocząc go końcem warkocza w nos. - Ziemia do Nico di Angelo!
- Jess? To ty? - chłopak szerzej otworzył oczy, prawie krztusząc się powietrzem. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna, którą chwilę wcześniej starał się przywrócić do życia, siedzi teraz koło niego i zaśmiewa się w najlepsze.
- Nie, Cristiano Ronaldo Junior - dziewczyna parsknęła śmiechem, mocno przytulając się do niego. - Oczywiście, że to ja?
- Ty żyjesz, czy ja też umarłem? - Nico przetarł sobie oczy dłonią, jakby nie mógł uwierzyć, w to co widzi.
- Domyśl się, wiesz? Hades wygląda chyba trochę, tak troszeczkę inaczej - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Będziesz tak stał bezczynnie i się gapił, czy w końcu mnie przytulisz?
- O matko, Jess, jak ja za tobą tęskniłem! - chłopak ze łzami w oczach rzucił jej się w ramiona. - Ale jakim cudem..?
- Po prostu - dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko, bawiąc się kosmykiem jego czarnych włosów. - Nie mogłam przecież zostawić mojego małego braciszka na tym okrutnym świecie! Nie poradziłbyś sobie beze mnie! Albo ja bez ciebie... - szepnęła i położyła mu głowę na ramieniu.
Co z tego, że zbliżał się koniec świata, a oni płynęli okrętem na pewną śmierć? Obydwoje poczuli, że wreszcie wszystko jest takie, jak ma być. Są razem, chwilowo bezpieczni, bliżsi sobie nawet, niż gdyby byli prawdziwym rodzeństwem...
~~~~~
Wiem, przepraszam, zawiodłam ;<
Rozdział miał być chyba ze dwa tygodnie wcześniej, ale najpierw byłam chora a potem musiałam nadrabiać wszystkie zaległości ze szkoły -,-
Ale w końcu mam ferie (mazowieckie pozdrawia ^^) i udało mi się coś napisać :)
Rozdział mi się wogóle nie podoba, jakiś taki dziwny jest i właściwie o niczym ;c Jedyną rzeczą, która moim zdaniem wyszła w miarę okey, jest kłótnia Nico z Percym, właściwie to nawet nie wiem czemu ;) Może dlatego, że jest też tam tak odrobinkę Percico?
CZYTAM = KOMENTUJĘ!!!
PS.: Specjalny dodatek już jest napisany ;) Właściwie to był napisany już dawno temu, ale teraz stwierdziłam, że będzie dobry jako ten dodatek ;*
PPS.: Zgadnie ktoś, ile mam (będę miała za około tydzień) lat? Chcę się przekonać, na ile lat oceniacie moje pisarstwo ;)