Minęły już dwa dni, od kiedy Hazel, razem z Nico i Frankiem wrócili z Wenecji, ale dziewczyna wciąż miała wrażenie, że cuchnie trującym jadem. Octopus, który, gdy tylko się do niego zbliżała, zaczynał dławić się, kichać i kaszleć, tylko utwierdzał ją w tym przekonaniu.
Chociaż Jessica już kilkanaście razy tłumaczyła jej, że to dlatego, że po prostu strasznie mocno czuć od niej metalem, dziewczyna dalej nie mogła w to uwierzyć. Przecież normalny człowiek raczej nie jest w stanie wyczuć zapachu metalu, a Jess, choć starała się tego nie okazać, również nie odpowiadał ten zapach.
Ale, jak sama już zdążyła się przekonać, Jessica Diana Torres absolutnie nie była normalna, nawet jak na herosa. Nie chodzi o to, że była jakaś szurnięta czy coś. Po prostu była... Inna.
Otaczała ją jakaś tajemnicza aura, aż promieniowała siłą i pewnością siebie, a w umiejętności strzelaniu z łuku przewyższała nawet Franka, który był w tym definitywnym mistrzem. Gdy stała z napiętym łukiem, groźną miną i wilkiem u boku, można było zejść na zawał ze strachu, tak groźnie wygladała. Poza tym rozstaczała wokół siebie lekki zapach śmierci, jakby wysyłała wszystkim wokół sygnał "uważaj na mnie, bo mogę zgnieść cię na miazgę tak szybko, że nawet tego nie zauważysz", a Hazel, jako córką Plutona, doskonale to wyczuwała.
Mimo tego nie była jakimś odludkiem. Miała w sobie coś takiego, że po prostu każdy, kto tylko lepiej ją poznał, od razu nabierał do niej zaufania. Dokładnie coś takiego miał Sammy, pradziadek Leona i pierwsza miłość Hazel. Dziewczyna była pewna, że gdyby tylko się poznali, od razu pokochaliby się albo znienawidzili.
- Hej, jak się czujesz? - Hazel aż podskoczyła, gdy usłyszała ten głos. Tuż obok niej stała Jessica, z promiennym uśmiechem machając jej ręką przed twarzą. Dzisiaj miała na sobie krótkie dżinsowe szorty i zwykłą białą koszulkę z nadrukiem myszki Miki, a na nogach czarne trampki. Rude włosy związała w wysoki kucyk, a bluzę, z którą nie rozstawała się ani na krok, obwiązała sobie wokół pasa. Hazel z zazdrością stwierdziła, że wyglada bardzo ładnie, chociaż wcalę się nie stara. - Halo, ziemia do Hazel Lovesque! Jak się czujesz?
- Ja? Przepraszam, zamyślona byłam. Czuję się w miarę dobrze, ale wciąż męczy mnie choroba morska - położyła sobie rękę na brzuchu, starając się uspokoić oddech. Jessica, widząc to wybuchła radosnym śmiechem.
- No na to ci niestety nie mogę pomóc, chyba, że chcesz Locomotiv, ale potem się ciągle śpi, więc chyba nie chcesz - wzruszyła ramionami. - Cris połknął chyba z 10 przed wyjazdem i śpi od dwóch dni, z małymi przerwami, aby pójść do łazienki i się wyrzygać.
- Yyyy, to ja chyba podziękuje - Hazel uśmiechnęła się blado, starając się skupić tylko na białych klifach na wybrzeżu. - A mogłabyś może spróbować jakoś pogadać z moją łasicą? - wskazała na Gale, która latała po balustradzie, puszczając gazy, ale wiatr na szczęście szybko je rozwiewał. - Bo rozmawiałam już o tym z trenerem Hedge'm, ale chyba nie był w najlepszym nastroju u niewiele się dowiedziałam...
- Dobra, spróbować zawsze warto, chociaż nie sądzę, aby udało mi się coś z niej wyciągnąć. - westchnęła, zamknęła oczy i przyłożyła sobie po dwa palce dłoni do skroni. Przez chwile nic się nie działo, zaraz jednak wydała z siebie jakiś dziwny odgłos, na który Gale zatrzymała się w miejscu i z wrażenia wypuściła gazy, prosto w twarz Hazel. Dziewczyna zaczęła się krztusić, ale zrobiła skruszoną minę, gdy łasica wymownie na nią zapiszczała.
Pózniej Gale wypiszczała jeszcze kilka innych, niekoniecznie ładnych słów, a Jessica odpowiedziała jej tym samym, tyle że z mordem w oczach. Hazel stwierdziła, że na pewno skończyłoby się to niezłą awanturą, bo Hekate na pewno nie byłaby zadowolona, gdyby córką Artemidy udusiła jej ulubione zwierzątko, gdyby nie Leo.
- No co tam u moich pięknych pań? - uśmiechnął się szeroko, spoglądając głównie na Torresową.
- Twoje piękne panie, a przynajmniej jedna z nich właśnie stara się nie udusić tej durnaj, pierdzącej łasicy, która właśnie poradziła mi, żebym zjadła własne łożysko, cokolwiek to znaczy - Jessica odwróciła się do niego i, zaciskając dłonie w pięści, wymownie przewróciła oczami.
- Czyli to nie Frank, no nie? On chyba nie ma łożyska - Leo uśmiechnął się, chcąc rozładować atmosferę, ale dziewczyna go zignorowała.
- Sorki Hazel, dowiedziałam się tylko tyle, że jest tutaj, aby zobaczyć, jak to będzie, ale więcej na ten temat nie chciała powiedzieć - wzruszyła ramionami.
Hazel również westchnęła.
- To tyle, ile dowiedziałam się od trenera Hedge'a, ale mimo to dziękuje...
- Proszę, szkoda, że nie mogłam jakoś pomóc, ale to skunks, z nimi generalnie ciężko się dogadać - spojrzała z mordem w oczach na Gale, która w obronnym geście nastroszyła ogon i wypuściła chmurę duszącego gazu, jednak dziewczyna to zignorowała. - Dobra, ja znikam, bo patrz, kto tam idzie - pokazała ręką w stronę uśmiechniętego Franka, który szedł w ich kierunku. Dziewczyna nie umiała być na niego zła, ale dalej nie mogła mu wybaczyć, że chciał zastrzelić Octopusa.
Uśmiechnęła się przepraszająco do Hazel i pociagnęła zaskoczonego Leona za rękę.
- No to gdzie idziemy, Piękna Wojowniczko - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Zaraz cię trzepnę, za tą Wojowniczkę - dziewczyna ze śmiechem szturchnęła go łokciem w żebra. Od czasu jej wypadku bardzo się do siebie zbliżyli, ale żadne z nich nie chciało się do tego przyznać. - A idziemy sprawdzić, co u Crisa, bo śpiąca królewna powinna już się obudzić.
- Jakoś lepiej było chyba bez niego - Leo mruknął do swoich butów, jednak dziewczyna albo go nie usłyszała, albo po prostu postanowiła go zignorować.
Tak jak się spodziewała, Ronaldo już poczuł się lepiej i właśnie siedział na łóżku w swojej kajucie, którą dzielił z Frankiem, bo nikt inny go nie chciał, a Frank jako chyba jedyny tutaj nie był na tyle asertywny, aby odmówić.
Kiedy zobaczył Leona, który wciąż trzymał Jessicę za rękę, wstał i zmierzył chłopaka zimnym spojrzeniem.
Leo musiał przyznać, że oczy ma bardzo podobne do Chione - piękne, ale też zimne i nie przyjazne.
- Jess, kochanie, co ten gostek tu robi? - pokazał oskarżycielsko palcem na ich splecione dłonie.
- Ej, jeszcze raz powiesz na mnie "kochanie", to ci przywalę! A "ten gostek" ma imię! - Jessica puściła dłoń Leona i oparła ręce na biodrach. - I, gdybyś nie zauważył, jesteś teraz na jego statku, więc i na jego łasce!
- Taaa, ładny mi statek - chłopak parsknął pogardliwie. - Ale możesz mi łaskawie wyjaśnić, czemu trzymaliście się za ręce?
Leo spodziewał się, że dziewczyna zaraz zacznie się tłumaczyć, że to wcale nie tak, ale ona tylko odgarnęła włosy z twarzy i z mordem w oczach podeszła bliżej do Ronaldo. Chłopak zauważył z przerażeniem, że końcówki jej włosów się palą, a w oczach tańczą płomyki.
- Cristiano Ronaldo Juniorze, jestem wolnym człowiekiem i mogę robić co chcę, a tobie nic do tego!
- Ale Jess, skarbie, myślałem, że... Ugh... - jęknął i zgiął się wpół, gdy dostał od Jessici pięścią w żołądek. - A to za co?
Dziewczyna nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo okręt nagle gwałtownie skoczył do przodu.
Leo poleciał na ścianę, Cris na niego, jedynie Jessice z trudem udało utrzymać się na nogach.
- Rety, stary, powinieneś przejść na jakąś dietę czy coś - Leo z trudem wygrzebał się spod Crisa i sterty innych rupieci leżących obok nich.
- To same mięśnie! Nie to co ty, miernoto jedna - parsknął, z wyraźnym trudem podnosząc się z ziemi. - O najświętsza Afrodyto, fryzura mi się zepsuła! Nie ma mowy, ja tak do ludzi nie wyjdę!
- Cris, pedale durny, nie marudź tu o swojej cholernej fryzurze, tylko rusz dupę, bo coś się dzieje i musimy jakoś pomóc pozostałym! - płomienie na jej włosach sięgały już mniej więcej do połowy ich długości, zdawały się jednak nie wyrządzać dziewczynie żadnej krzywdy.
Nie czekając na przyjaciół, aktywowała ze swojej bransoletki łuk i wybiegła na pokład.
To, co tam zastała, sprawiło, że na kilka sekund przestała oddychać. Hazel i Frank leżeli zgnieceni pod kłębowiskiem lin, pozostali gramolili się po śliskim pokładzie, usiłując wstać. Jason, któremu udało się jakoś wstać, przeskoczył nad nimi i z mieczem w ręku dołączył do stojącej na dziobie Piper, która obrzucała jakieś stworzenie jedzeniem ze swojego rogu obfitości.
- A masz! Nażryj się, ty głupi żółwiu!
- Żółwiu? - Jessica dosłownie zgłupiała. Miała kiedyś żółwia, był malutki, śliczny i uroczo wcinał sałatę.
Ten jednak w niczym nie przypomniał jej żółwika - był naprawdę ogromny, wielkości wyspy. No i właśnie zjadał ich wiosła.
Spojrzała na Leona, który miotał się przy konsoli sterującej, próbując odgonić ogromne zwierzę. Machał rękami i wrzeszczał ile sił w płucach, jednak żółw w dalszym delektował się kawałkami okrętu.
Dziewczyna wskoczyła na balustradę i zaczęła strzelać do niego z łuku. Kątem oka zauważyła, że Frank, stojący kawałek dalej robi to samo. Wszystkie strzały były celne, jednak żadna nawet nie zadrasnęła potwora. Jason przeskoczył przez burtę, wskoczył na głowę potwora i ciął go mocno między oczy, a trener Hedge skakał po skorupie, waląc w nią swoją pałką, jednak bez skutku. Potwór był prawie niezniszczalny.
Nagle tuż przed sobą zobaczyli cieśninę - na tyle wąską, że okręt da radę przepłynąć, jednak żółw nie ma już szans się przycisnąć.
- Tam, szybko! - krzyknęła Hazel, a okręt momentalnie wystrzelił do przodu.
Jessica szybko doskoczyła do Crisa, który znowu dostał ataku choroby morskiej i był cały zielony na twarzy, chociaż widać było, że stara się być dzielny. Teraz znowu przypominał jej tego małego chłopca który na karuzeli w wesołym miasteczku zwymiotował jej na spodnie.
- Żyjesz? Wyglądasz, jakbyś miał gorączkę? - z troską przyłożyła mu rękę do czoła. Było gorące.
- Chyba tak - chłopak lekko się zachwiał. - Chociaż czuję się, jakbym był już jedną nogą po drugiej stronie, jak to się tam u was nazywa... Hades? No to czuję się, jakbym był już w połowie w Hadesie...
- Moje ty biedactwo... - Jessica ze śmiechem odgarnęła mu mokre włosy z twarzy. - Czekaj, zaraz dam ci ambrozję, zjedz ja i może się połóż albo coś?
- Nie, wszystko jest okey, mogę walczyć - chłopak z wdzięcznością przyjął batonik. - Gdybyś tylko dała mi jakąś broń...
- Cris, ty w życiu nie używałeś broni! Zrobisz coś sobie, albo komuś! Poza tym, masz gorączkę! Zaraz idź się położyć!
- No ale wtedy ten twój głupi kolega będzie znowu mi mówił, że tylko się obijam! - wydął wargi i założył ręce na piersi. - Jestem bardzo odpowiedzialny, umiem obchodzić się z bronią!
- Cris, posłuchaj mnie, nie mówię, że nie jesteś odpowiedzialny - dziewczyna złapała go za rękę i zmusiła, aby na nią spojrzał. Celowo pominęła część o obchodzeniu się z bronią. - Nie masz własnej, dobrze wyważonej broni, a cudzą będzie ci się źle walczyło! Obiecuję, że jak już poradzimy sobie z tym okropnym żólwiem pomogę ci dobrać jakąś broń i dam ci kilka lekcji, okey? A teraz odpocznij trochę, ja muszę wracać im pomóc - pocałowała go delikatnie w policzek i już jej nie było.
Cris pomyślał, że chociaż są mniej więcej w tym samym wieku (był od niej starszy o 7 miesięcy), ona jest definitywnie dojrzalsza i wcale mu się to nie podobało...
Przecież to on ma być tym, który się nią opiekuje, a nie odwrotnie, do cholery jasnej! To on był przecież tym cudownym, opiekuńczym chłopakiem, którego zazdrościły jej wszystkie dziewczyny - przystojny, uroczy i do tego nie bojący się pokazać, że mu na niej zależy!
No tak, wszystko fajnie, tylko, że ona nie odbierała tego w ten sposób...
Cholerną strefa przyjaźni!
Cisnął trzymanym w ręku papierkiem po ambrozji o ścianę i rzucił się na łóżko. Dokładnie w tej samej chwili, gdy jego głowa dotknęła poduszki, zapadł w głęboki sen.
Siedział razem z płaczącą Jessicą w piaskownicy i trzymał ją za rękę. Chociaż chłopak miał dopiero 5 lat, już było w nim coś, co wskazywało na to, że w przyszłości będzie bardzo przystojny. Miał piękne, duże oczy, w kolorze mrożonej kawy i urocze, lekko za długie włoski w kolorze karmelu, a w policzkach urocze dołeczki.
- Jessie, ty nie płacz, jeśli on tak powiedział, to znaczy, że jest po prostu dupkiem i nie należy się nim przejmować! - wstał i mocno przytulił dziewczynkę, unosząc ją lekko do góry i wyciskając na jej policzku mokrego buziaka. - Jesteś najlepszym na świecie piłkarzem, a on się po prostu nie zna!
- Może masz rację... - malutka Jessie podniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko, a prawdziwy Cris omal nie krzyknął ze zdumienia.
Dziewczynka miała stosunkowo jasną karnację, pełne usta, drobny nosek, upstrzony kilkoma uroczymi piegami i ogromne czekoladowe oczy o migdałowym kształcie. Rude włosy związała w dwa kucyki, a na jej twarzy tkwił promienny uśmiech. Chłopak nie mógł powstrzymać się od myśli, że już wtedy była piękna.
- No oczywiście, że mam racje! - mały Cris podał jej po gentelmeńsku rękę, pomagając wstać. - Chodźmy już, zaraz rozpocznie się Scooby Doo, spóźnimy się na podwieczorek!
- Oj Cris, ty tylko o jedzeniu - dziewczynka zaśmiała się perliście i zrobiła gwiazdę. - Mi się tu bardzo podoba, jeszcze wcale nie jest ciemno ani zimno, ale jak chcesz, to możemy iść - posłała mu uroczy uśmiech i złapała za rękę. - Wiesz co, Cris?
- Co, Jessie?
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem! - wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. - Kocham cię, Cris!
Zaraz potem sen się rozwiał, a Ronaldo obudził się, zlany potem, cały czas ściskając w ręce białego pluszowego wilczka, w koszulce Realu Madryt, którego dziewczyna dała mu na siódme urodziny. Chociaż było to prawie 10 lat temu, a on miał w grudniu skończyć 18 lat, chłopak nadal z nim spał. Przypominał mu o najlepszej przyjaciółce, która z czasem przestała być dla niego tylko przyjaciółką i stała się dla niego kimś więcej.
Kimś o wiele, wiele więcej...
Westchnął cicho, zwlekając się z łóżka, aby wsadzić głowę pod kran.
Wyjść z pokoju i tak by nie mógł, bo obiecał Jessice, że będzie odpoczywał, ale jakoś nie miał też specjalnej ochoty, zasypiać ponownie. Już i tak przynajmniej nie słyszał w głowie tego głosu. JEJ głosu.
Kobieta, której głos rozlegał się w jego głowie już od jakiegoś czasu przedstawiła się jako Gaja.
Cristiano początkowo jej imię skojarzyło się z gejami, ale wolał się nie wychylać, instynktownie czuł, że jego posiadaczka jest bardzo potężna, a to porównanie raczej by jej się nie spodobało.
Jej głos go przerażał, a jednak słuchał i wykonywał wszystkie jej polecenia.
Ma popłynąć z Jessicą?
Nie ma problemu, i tak miał taki zamiar!
Starać sie utrudniać i przedłużać ich podróż?
Proszę bardzo!
W między czasie szukać odpowiedniego momentu, żeby nasłać na nich jej potwory, aby pozjadali jej przyjaciół?
No spoko!
Czasem sam zastanawiał się, czemu właściwie to robi.
Odpowiedź zawsze była następująca: aby chronić Jess.
Gaja obiecała mu, że jeśli będzie jej posłuszny, ocali ją i będą mogli już na zawsze być razem, szczęśliwi, nie pamiętając o żadnych Percych Jacksonach, Luke'ach Castellanach, Nico'ach di Angelo i Leonach Valdezach.
Pytanie brzmiało jednak, czy ona naprawdę będzie wtedy szczęśliwa?
Otrząsnął się z tych myśli i schował głowę pod poduszkę.
Stop, nie może już o tym myślec. Wszystko będzie dobrze.
Musi być.
W tym samym czasie przedmiot jego rozmyślań krążył nad potworem na latającym wilku, starając się jakoś odwrócić jego uwagę. Tuż obok nich to samo próbowały zrobić Hazel i Piper, na Arionie. Jessica nadal podziwiała jego prędkość, jednak uważała, że koń powinien bardziej uważać na to, co mówi.
Nagle wilk odwrócił głowę w jej kierunku i zaskomlał cicho - końcówka jego skrzydła utknęła w paszczy żółwia, gdy próbował podlecieć na tyle blisko, aby dziewczyna mogła wycelować w jego obślizgłe, różowe gardło.
Przeklęła się w myślach za ten idiotyczny pomysł.
No tak, fajnie, czemu nie mogła wcześniej o tym pomyśleć?
Przecież gdy wydawała polecenia Octoposowi, żółw również to słyszał!
Delikatnie pogładziła wilka po szyi, starając się go jakoś uspokoić, jednak nic to nie dawało. No tak, przecież każdy był by spokojny gdyby ogromny żółw właśnie odgryzał mu skrzydło!
- Dziewczyny, pomóżcie jakoś! - pisnęła przerażona, jednak Hazel i Piper były już prawie na okręcie. Przez jedną krótka chwilę czuła się absolutnie bezradna, zaraz jednak wzięła się w grać.
Była przecież Jessicą Torres, córką Artemidy, maszyną do zabijania potworów! Nie może skończyć jako przekąska jakiegoś durnego żółwia!
Zacisnęła zęby i nachyliła się do ucha strażnika.
- Hej Octo, wiem, że ci się to nie spodoba, ale to nasza jedyna szansa... - cały czas drapiąc wilka pod brodą, delikatnie odpięła sztylet od paska. - Jak krzyknę "teraz", musisz bardzo szybko schować skrzydła, rozumiesz? Mam kikla sekund, aby wbić mu sztylet w podniebienie, a potem po prostu spadniemy w dół. Istnieje 80 procent szans, że spadając do wody albo się utopimy albo rozpłaszczymy o powierzchnię wody albo po prostu zmiażdży nas ciśnienie, ale lepsze to niż być zjedzonym przez wielkiego żółwia, prawda? - wilk szczeknął w odpowiedzi i delikatnie trącił nosem jej wyciągniętą rękę.
Tak, on też uważał, że każda śmierć jest lepsza od bycia strawionym przez coś, co śmierdziało zdechłą rybą bardziej od Perciego.
- Tres, dos, un... - odliczała w myślach. - TERAZ!!!
Skrzydło wilka schowało się o kilka sekund za wcześnie.
Dziewczyna dała radę wbić sztylet, ale nie miała pojęcia, czy wbiła ostrze w dobre miejsce, bo już spadała w dół, uczepiony obroży Octopusa.
Zdążyła jeszcze tylko pomyśleć, że ciekawe, czy Posejdon ma tutaj taką władzę, aby jakoś wyłowić jej zwłoki, gdy z rozpędu walnęła głową w powierzchnię wody.
Ostatnim, co udało jej się poczuć, zanim straciła przytomność, była czyjaś zimna dłoń, zaciskająca się na jej nadgarstku...
~~~~~
Kolejny rozdział jest, chociaż musiałam się w miarę nieźle sprężyć, aby dać radę ;)
Jest taki trochę... dziwny, z tym całym snem Crisa i tak dalej, ale chciałam ukazać w odpowiedni sposób tą jego miłość do Jess ;>
Nie umiem określić, czy mi się podoba, czy nie, więc pozostawiam do waszej oceny ;*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!
Ma być minimum tyle samo komentarzy, co pod poprzednim postem, a wtedy możecie liczyć na specjalną urodzinową niespodziankę, która ukaże się 1 marca ;3
Dzisiaj mam dziwny nastrój, strasznie zebrało mi się na okazywanie uczuć. Pewnie to wina tego snu Crisa i kilku innych rzeczy, ale w każdym razie muszę powiedzieć:
OdpowiedzUsuńKOCHAM TEGO BLOGA I W OGÓLE CAŁĄ TWOJĄ TWÓRCZOŚĆ!
Koniec wyznania. XD
A teraz rozdział. Podzielę komentarz na dwie części, żeby łatwiej było mi to wszystko ogarnąć.
Najpierw fragmenty śmieszne.
Najpierw łasica (czy tam skunks), potem kłótnia między Crisem a Jessie. To wszystko było naprawdę śmieszne, ale najlepszy i tak był tekst Crisa o fryzurze. No tak, i jak zawsze czytam u Ciebie rozdział i śmieję się w poduszkę XD. Umiesz mnie rozbawić jak nikt inny. I jeszcze nie wiem czemu, ale rozwala mnie Frank i przymiotnik asertywny. Zaraz ze śmiechem spadnę z łóżka na podłogę, słowo daję XD.
A teraz przejdę do walki z żółwiem. CZEMU MUSIAŁAŚ SKOŃCZYĆ AKURAT W TAKIM MOMENCIE?????? JA NIE PRZETRWAM TEGO CZEKANIA. Dobra strona sytuacji? Już mogę zacząć moje dziwne i pogmatwane przemyślenia na temat tego, kto Jess złapał za rękę. Takie to tajemnicze! Ach, błagam. Wiem, że autorzy kochają trzymać w napięciu, ale co za dużo, to niezdrowo. U mnie już chyba jest za dużo XD! (albo i nie, szczerze nie mam pojęcia)
Tylko 1 marca? Ale wcześniej jeszcze będzie rozdział, prawda? Powiedz, że tak.
To ja czekam.
Pamiętaj: JA TEGO BLOGA PO PROSTU KOCHAM!!!
Pozdrawiam i dobranoc!
Krytyczka ;)
PS A i koń Hazel nazywa się Arion nie Orion, ale to nieduży błąd :).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że ci się podoba, to dla mnie naprawde dużo znaczy :)
UsuńA co do końa Hazel - przepraszam, wiem ;)
Albo to była literówka, albo autokorekta sama mi przestawiła, albo po prostu wina mojej dysleksj (nie pamiętam już, zmęczona byłam XD)
Z tym zakończeniem, to ciesz się, że ktoś ją wogóle złapał za tą rękę, mogłam zakończyć w momencie, kiedy spadała ;P
A niespodzianka będzie dopiero 1 marca, bo wtedy mam urodziny, ale spokojnie, zanim się pojawi będzie jeszcze jeden albo dwa rozdziały ;*
Założe się że złapał ją Leo na latającym jednorożcu
OdpowiedzUsuńA skąd on by miał niby jednorożca wytrzasnąć... XD?
UsuńPozdrowionka
Krytyczka ;)
No raczej nie, ale ciekawa koncepcja ;*
OdpowiedzUsuńCud, miód i orzeszki :3 (czy jak tak nie zaczynam każdego komentarza?)
OdpowiedzUsuńCzy ty zamierzasz dodać rozdział na urodziny Jensena Acklesa?! Dobra moja miłość do aktorów z SPN. Doskonale wiem, że Ty masz urodziny :) Przyspieszonego wszystko najlepszego :)
Cris <3 Bosz... jak ja go kocham. A po tekście z fryzurą zaczęłam się tarzać po kanapie xD
Kto ją złapie?! GADAJ!!! I czemu moją pierwszą myślą było "Luke"? Błagam nie, błagam nie, błagam nie x 100000000000000
Ale doskonale wiem jak cudownie kończy sie w takich momentach.
Orion to był taki fajny duszek w Amnesi (takim jednym anime) xD Ale ktoś już Cię poprawiał.
Sen Crisa = Aww :3 Sweet <3 i inne słowa tego typu.
Cris zdrajcą? Kocham go coraz bardziej <3
Pisz szybko, bo ja nie przeżyje miesiąca bez Twojego bloga! No nie całego...
Dużo weny do koszyka :)
Laciata <3
Jensen Ackles się wtedy urodził? Nie wiedziałam :o Bieber i Kesha też XD I Chopin XD No normalnie sami sławni ludzie XD Ta data oznacza jedno - w przyszłości będę fejmem ;3
UsuńCrisa też kocham <3 Taka stworzona przeze mnie od początku do końca postać, z której jestem absolutnie dumna :) Jego teksty wzoruję na moim niezwykle rozgarniętym koledze z klasy ;>
Moge ci na pewno powiedzieć, że to na pewno nie będzie Luke, bo jest w Elizjum i raczej tam zostanie ;c (świeć Hadesie nad jego duszą czy jak to się tam mówi XD)
Ale nie marudź, mogłam zakończyć w momencie, gdy po prostu spada ;P
Ariona już poprawiam, każdy mi chyba zwrócił na to uwagę XD
A rozdział jeszcze będzie, jeśli będę miała wenę i poczuję się trochę lepiej, bo raczej ciężko pisze się z zatkanym nosem i ciągłymi atakami kaszlu, jakby moje płuca próbowały uciec -,-
Ale na szczęście luty to taki krótki miesiąc, a ja będę miała już niedługo ferie (od 15 lutego do 1 marca) więc pewnie coś się pojawi ;)
Bardzo mi miło, że rozdział się podobał :)
ŚWIETNY, ŚWIETNY i jeszcze raz ŚWIETNY rozdział!!!!!!!! *o*
OdpowiedzUsuńi ty mi mówisz, że mam talent!!! XD STARLETTE, proszę wysłuchaj MNIE, która uświadamia Ci, że masz OGROMNY talent :****
a co do rozdziału...
w sumie to znasz moją opinię ;)
fragment o fryzurze był genialny XD
nadal nie lubię Crisa... chociaż trochę mi go szkoda... ale to nic nie zmienia XDDD
lepiej popraw tego "Oriona", bo jeszcze będzie o nim więcej komentarzy ;)
właśnie dzisiaj przeczytałam w Domie Hadesa ten moment z żółwiem i rabusiem... -> Przypadek???
.
.
.
NIE SĄDZĘ XDDD
niedługo Twoje urodziny <333
czekam na nexta :***
hmmm...
Usuńco najmniej 20 komentarzy, powiadasz??? XD
jakoś się zrobi... ;*
no bo zobacz... skończyłaś w takim momencie, że każdy (chyba) zastanawia się kto ją złapał, co się stało itp.
Usuńa jakbyś szybko napisała kolejny rozdział, to rozwiałabyś wszystkie wątpliwości co do tego XDDD
Usuńi TA-DAA
Usuńtrochę ci pospamiłam komentarzami XDDD
mam nadzieję, że szybko dojdzie do 20... jeszcze tylko połowa!!!!! DAMY RADĘ!!!!! XDDD
Nie wiem, czy uda mi się szybko dać kolejny, bo mam gorączkę i generalnie nie myśle :c
UsuńAle i tak bardzo dziękuje za ten mały komentarzowy spamik :)
http://daughter-of-water.blogspot.com/ zapraszam na rozdział 5 :)
OdpowiedzUsuńJuz patrzę :)
Usuńkiedy bedzie następny??? ja chce juz!!! dawaj szybko next!!! i ogólnie wszystko jest bardzo fajnie i swietnie a cris jest slitasny <333333 mozesz znalezc mu potem jakaś dziewczynę żeby nie był samotny kiedy befzue lessica? moze niech bedzie z reyna bo oni do sienie pasuja :)))) i czekam na ten fajny dodatek i ogólnie sto lat ;******
OdpowiedzUsuńNic nie zdradzę ;3
OdpowiedzUsuńAle cieszę się, że ci się podobało :)
Super! Nie mogę się doczekać next. Zaczynam lubić Crisa. Stwierdziłam to w momencie:
OdpowiedzUsuńSiedział razem z płaczącą Jessicą w piaskownicy i trzymał ją za rękę. Chociaż chłopak miał dopiero 5 lat, już było w nim coś, co wskazywało na to, że w przyszłości będzie bardzo przystojny. Miał piękne, duże oczy, w kolorze mrożonej kawy i urocze, lekko za długie włoski w kolorze karmelu, a w policzkach urocze dołeczki.
- Jessie, ty nie płacz, jeśli on tak powiedział, to znaczy, że jest po prostu dupkiem i nie należy się nim przejmować! - wstał i mocno przytulił dziewczynkę, unosząc ją lekko do góry i wyciskając na jej policzku mokrego buziaka. - Jesteś najlepszym na świecie piłkarzem, a on się po prostu nie zna!
- Może masz rację... - malutka Jessie podniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko, a prawdziwy Cris omal nie krzyknął ze zdumienia.
Dziewczynka miała stosunkowo jasną karnację, pełne usta, drobny nosek, upstrzony kilkoma uroczymi piegami i ogromne czekoladowe oczy o migdałowym kształcie. Rude włosy związała w dwa kucyki, a na jej twarzy tkwił promienny uśmiech. Chłopak nie mógł powstrzymać się od myśli, że już wtedy była piękna.
- No oczywiście, że mam racje! - mały Cris podał jej po gentelmeńsku rękę, pomagając wstać. - Chodźmy już, zaraz rozpocznie się Scooby Doo, spóźnimy się na podwieczorek!
- Oj Cris, ty tylko o jedzeniu - dziewczynka zaśmiała się perliście i zrobiła gwiazdę. - Mi się tu bardzo podoba, jeszcze wcale nie jest ciemno ani zimno, ale jak chcesz, to możemy iść - posłała mu uroczy uśmiech i złapała za rękę. - Wiesz co, Cris?
- Co, Jessie?
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem! - wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. - Kocham cię, Cris!
Zaczyna mi być go szkoda :-(
Weny życzę,
Arya C.
jest 20 xD
OdpowiedzUsuńu mnie next :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, więc komentuję, że piszesz wspaniale!
OdpowiedzUsuńGdy to czytałam cały czas słuchałam This is war. Super dobrana muza!
Dzięki, dodalam to, czego słuchałam podczas pisania ;)
Usuńbogowie ale ja ci tu na spamię...
OdpowiedzUsuńu mnie jest mały bonusik... <3
jestę spamerę
OdpowiedzUsuńnowy rozdział xD
No ale w sumie to prosiłam cie, żebyś mnie informowała, więc nie spamisz ;*
OdpowiedzUsuń