sobota, 28 września 2013

Rozdział III (seria I)

<Jessica> 
Gwałtownie uniosłam głowę, uderzając się przy okazji w szafkę na książki. Byłam w domku, z opatrzonymi i zabandażowanymi ranami. Koło drzwi dostrzegłam jakąś postać. Miał blond włosy i strój biegacza, a do tenisówek przyczepione były malutkie skrzydełka, które trzepatoły nerwowo. Hermes. 
-Yyyy, dzieńdobry? 
-Witaj Jessico, mam dla ciebie wiadomość i prezent od Twojej matki - uśmiechnął się do mnie, jednak w jego oczach widać było ból - Może na początek prezent - nie mam pojęcia, jakim cudem wyjął z kieszeni sporej wielkości koszyk i podał mi go. Jeden z węży na jego kaduceuszu poruszył się niespokojnie. 
-Czy to szczur? Lubię szczury. 
-Bądź cicho Greg, nie chcesz chyba przestraszyć dziewczyny? - drugi wąż spojrzał na niego ze złością. Hermes westchnął głęboko. 
-Greg, Marta, spokój. Bo przejdziecie w tryb mobilny -spojrzałam na niego ze zdziwieniem. 
-Ale... Co to właściwie jest?
-Greg i Marta? Nie musisz się ich obawiać, są niegroźni. 
-Nie, nie oni, chodzi mi o... -spojrzałam na leżącą w koszyku małą kulkę śnieżnobiałego futra. Hermes spojrzał na mnie niemal z czułością. Wyglądał jak ktoś, kto stracił kogoś bliskiego, za kim bardzo tęsknił, a ja przypominałam mu tą osobę. 
-Wyjmij go, od teraz to twój Strażnik. 
-Strażnik? - spytałam ze zdziwieniem, jednak posłusznie wyjęłam futrzaną kulkę z koszyka i postawiłem na podłodze. Przez chwilę nic się nie wydarzyło, zaraz jednak kulka ziewnęła cicho, otworzyła bursztynowe oczy i zamerdała białym ogonkiem. Omal nie pisnęłam, przede mną stał maleńki biały wilk. 
-Musisz go jakoś nazwać. 
-No to... Nazwę cię Octopus - nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to imię będzie odpowiednie. Podrapałam wilka za uchem a Octo polizał mnie po palcach. Hermesowi z oka pociekła łza wzruszenia. Położył mi rękę na ramieniu. 
-Tak bardzo przypominasz mi Luke'a... Mam tylko nadzieję, że nie zejdziesz, tak jak on, na złą drogę... - nie wiedziałam, o co mu chodzi, jednak przytaknęłam. Hermes otarł lzę i spojrzał na mnie - No dobra, koniec wzruszeń, musisz teraz dokończyć ceremonię i oficjalnie powiedzieć Octopusowi, że jest twoim strażnikiem - skinęłam głową i uklękłam. Octo postawił przednie łapki na moich kolanach i spojrzał mi prosto w oczy. Chociaż nie mogłam z nim porozmawiać, jego oczy zdawały się mówić, chodź, dalej, zróbmy to, już i tak nie możesz się wycofać. Miał rację, już nie mogłam się wycofać. Spojrzałam mu w oczy. 
-Jesteś teraz moim Strażnikiem, moim przyjacielem, zobowiązanym bronić mnie, aż do śmierci. Nie możesz się ode mnie odwrócić, a ja nie mogę odwrócić się od ciebie. Nasze losy już na zawsze będą ze sobą związane. Octopusie, składam ci tą przysięgę - wilk zawył, a ja zamknęłam oczy. Czułam, jak świat dookoła mnie wiruje, a wycie Octo przybiera na sile. Kiedy skończył, otworzyłam oczy. Maleńka futrzana kulka zniknęła, zamiast niej, na ziemi stał ogromny biały wilk, wielkości konia. Krzyknęłam. Octopus przekręcił głowę. 
-Yyyy, czy wszystko w porządku? - usłyszałam w głowie jego głos. 
-Tak, wszystko okey. Przestraszyłeś mnie! 
-Przepraszam, jeśli chcesz, mogę się zmniejszyć do normalnych rozmiarów - wyszczerzył się w uśmiechu. 
-Byłabym bardzo wdzięczna - odpowiedziałam mu takim samym uśmiechem. Po chwili wilk lekko zamigotał. Zaraz potem pojawił się znowu, o połowę mniejszy. Odetchnęłam z ulgą, teraz przynajmniej nie groziło niebezpieczeństwo, że mnie rozgniecie. Wilk jakby czytał w moich myślach. 
-I tak nie mógłbym cię rozgnieść - wyszczerzył się - Ale wiesz, że mogę zrobić się jeszcze większy? To, jaki będę, zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Możesz mnie dowolnie zmniejszać i zwiększać, mogę oddychać pod wodą, wyrosną mi nawet skrzydła, jeśli sobie tego zażyczysz! A no właśnie, nie, jakbym czytał ci w myślach. Po prostu czytam ci w myślach - wyszczerzył się jeszcze bardziej. 
-A możesz to wyłączyć? 
-Chyba tak, czekaj, sprawdzę... Okey, już przechodzę z powrotem na tryb szczekania. 
-No i świetnie, przynajmniej przestaniesz mi wreszcie zawracać głowę - poczochrałam go po głowie, a Octo zawarczał gniewnie. Zignorowałam to jednak, zobaczywszy płaczącego Hermesa. 
-Yyyy, chcesz może chusteczki? 
-Nie, nie trzeba... Chlip... Po prostu... Chlip... Gdybyś poznała go wcześniej... Jesteś jedyną osobą, która zdołałaby go uratować... Gdyby mógł cię poznać, zanim podjął tą decyzję... Słuchaj - wyprostował się nagle - Nie powiesz nikomu, że płakałem, prawda? Bo wiesz, bogowi to nie pasuje...
-Spoko - uśmiechnęłam się do niego - Według oficjalnej wersji, masz uczulenie na kurz. 
-Fajnie to wymyśliłaś - odwzajemnił uśmiech - Dobra, ja muszę lecieć, wpadnę tu do ciebie jeszcze kiedyś - - był już prawie w drzwiach, kiedy nagle się odwrócił - A, i jeszcze jedno, jeśli spotkasz kiedyś Luke'a, przekaż mu, że kocham go, i że nie jest jeszcze za późno! 
-Za późno na co? 
-On wie, o co chodzi - ostatni raz uśmiechnął się do mnie ze smutkiem, i już go nie było. Postanowiłam zapytać o to zaraz Perciego i Annabeth. Szybko się przebrałamw czyste ubrania i wybiegłam z domku z zamiarem znalezienia przyjaciół. Stali przy domku numer 3, rozmawiając. Kiedy mnie zobaczyli, Percy pomachał mi ręką, szeroko się uśmiechając. Podbiegłam do nich, a Octopus biegł za mną. Kiedy byliśmy już blisko, Octo nagle się zatrzymał. 
-O nie, ja bliżej nie podejdę! Ten chłopak jakoś podejrzanie pachnie! 
-Octo, miałeś się przestawić na szczekanie! 
-No przepraszam, ale to jest tak cieżko jakoś! I tak już nie gadamy telepatycznie, tylko normalnie! I nie zmieniaj tematu, i tak do nich nie podejdę! On pachnie zgniłą rybą! 
-Octo! Weź już przestań! Jeśli nie podoba ci się, jak Percy pachnie, to po prostu go nie wąchaj! Jak będziesz grzeczny, dostaniesz na kolacje wielki kawałek mięsa z grilla - wilk spojrzał na mnie ze złością. 
-Mówisz do mnie, jak do psa! A ja nie jestem psem! Jestem wilkiem! Strażnikiem! Wspaniałym, należącym do Artemidy... 
-Octo, cicho, albo nie będzie kolacji! - przerwałam mu, wzdychając głośno. 
-No dobra... Wredna baba... - wymruczał. 
-Słyszałam! - wilk pokazał mi język, pokazując tym samym, że miałam to usłyszeć. Postanowiłam to zignorować i podeszłam do tarzającej się ze śmiechu Annabeth. 
-Siema, co ci jest? - spojrzałam na nią ze śmiechem, jednak dziewczyna tylko pokręciła głową, że za bardzo się śmieje, aby cokolwiek powiedzieć. Nagle coś do mnie dotarło - Ej, wy słyszeliście naszą rozmowę? 
-Nie, tylko to co ty mówiłaś, pies tylko szczekał - Percy spojrzał na mnie, ze strapioną miną. 
-Wiiiiiiilk! Nie piiiiies! Wiiiiiiilk! - zawył Octo, jednak go zignorowałam. 
-Okey, czyli tej części, że pachniesz zgniłą rybą nie było, prawda? - Annabeth, która już powoli sie uspokajała, na nowo wybuchła śmiechem. Percy spojrzał na mnie z wyrzutem. 
-No weź, Jessie... 
-Przepraszam, nie moje słowa, chciałam sie tylko upewnić! - starałam się zachować się poważnie, jednak również wybuchłam śmiechem. Percy przez chwile się fochał, dołączył jednak do nas, kiedy zobaczył obrażonego Octopusa. Kiedy już się uspokoiliśmy i przenieśliśmy do mojego domku (jako jedyna miałam zapasy żelków i dietetycznej Coli), postanowiłam zadać poważne pytanie. 
-A kto to tak właściwie jest ten Luke? Bo ostatnio dużo o nim słyszałam... 
-On jest... - Percy zastygł bez ruchu, obserwując Annabeth, która ukradkiem otarła łzę - Był naszym przyjacielem. Dla Annabeth nawet bardziej niż przyjacielem. Potem jednak wypiął się na nas wszystkich i dołączył do Kronosa i jego armii potworów, aby nas wszystkich pazabijać, ponieważ jego ojciec nie poświęcał mu tyle uwagi, ile by chciał - powiedział to takim lekkim tonem, jakby nie stanowiło to dla niego żadnej nowości, jednak Annabeth bardzo się przejęła. Niewyraźnie zaczęła coś tłumaczyć , że musi skorzystać z toalety i już jej nie było. Kiedy Annabeth wyszła, na twarz chłopaka powrócił smutek. Widać było, że bardzo to przeżywa, jednak przy Annabeth sili się na obojętny ton. Siedzieliśmy koło siebie na łóżku, każde pogrążone we własnych myślach. Octopus, widząc, że jestem czymś zmartwiona, mimo niechęci do Perciego (a konkretnie jego zapachu), ułożył mi głowę na kolanach, pozwalając się głaskać. Jego opecność napawała mnie poczuciem bezpieczeństwa. Wiedziałam, że dopóki Octo tu jest, żaden zbuntowany heros, tytan ani potwór mi nie grożą. 
<Percy> 
Siedziałem na łóżku w pokoju Jessici. Siedziała zapatrzona w jakiś punkt za oknem, nieświadomie miętosząc długą sierść Octopusa. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, że na nią patrzę. Była ode mnie o rok młodsza, sprawiała jednak wrażenie o wiele dojrzalszej. Nie wiem, może to prawda, że dziewczyny dojrzewają szybciej, jednak ona na swój sposób była jeszcze mała i krucha, potrzebująca opieki. Miałem ochotę złapać ją za rękę, uścisnąć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, jednak wiedziałem, że to nic nie da. Wbrew pozorom nie była naiwna, te ufne brązowe oczy nie uwierzyłyby mi, nawet, gdybym ją o tym zapewniał. Jak wszystko ma być dobrze? Przecież Kronos powstaje, a ona, chociaż trafiła tu dopiero teraz, z pewnością pójdzie walczyć. Na pewno nie zgodzi się bezpiecznie wrócić do domu, wiedząc, że my wszyscy tutaj narażamy życie. Pocieszająca była jednak myśl, że, skoro ma Strażnika (i to z pewnością niezwykle potężnego, biorąc pod uwagę, że to córka samej Artemidy), była praktycznie niezniszczalna. Na mnie ciążyło przekleństwo Achillesa, ona nie miała niczego takiego. Aby ją zabić, trzeba byłoby najpierw zabić jej Strażnika, a to nie było łatwe. W tej wojnie mogła okazać się naszym największym atutem. Była bardzo potężna, miała również swój własny charakterystyczny zapach, który odstraszał potwory. Oprócz tego, z pewnością, doskonale strzelała z łuku i potrafiła oswajać dzikie zwierzęta i porozmawiać się ze wszystkimi stworzeniami ziemskimi. A najważniejsze było to, że Kronos na pewno nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, jakie stanowi. 
-Hermes powiedział, że jestem bardzo podobna do Luke'a, że tylko ja mogłabym go w jakiś sposób uratować... - nagle z otępienia wyrwał mnie jej głos. Nie wiedziałam, czy mówi do mnie, czy do psa, ponieważ jej wzrok nadal był utkwiony w krajobrazie za oknem. Nagle jednak odwróciła głowę i spojrzała mi prosto w oczy - A ty? Jak sądzisz? Ty znałeś Luke'a, prawda? Uważasz, że dałoby się go jeszcze uratować?
-Nie wiem... Może i by się dało, jednak na pewno będzie ciężko... - celowo pominąłem pytanie, czy jest to niego podobna, bo odpowiedź byłaby twierdząca, a nie wiem, czy to chciałaby usłyszeć. 
-Jeśli prawda... Jeśli cokolwiek jeszcze da się zrobić.... - zagryzła wargi - Jeśli da się mu jeszcze jakoś pomóc, zrobię to. Wszystko jedno, jak trudne miałoby to być. Zrobię, co w mojej mocy, aby mu pomóc, aby zapobiec tej wojnie. Muszę iść do Chejrona mu o tym powiedzieć. Wyruszam jutro, nawet nie próbujcie mnie zatrzymać - podniosła się, aby pobiec do naszego nauczyciela, z prośbą o misję. Kiedy już chciała wychodzić, złapałem ją za łokieć. 
-Zaczekaj chwilę, wiesz, że to ryzykowne? Teraz Luke nie jest sobą, Kronos używa jego ciała! - wyrwała mi się i spojrzała na mnie ze złością. 
-Wiem o tym, nie jestem głupia! Ale i tak idę! Nawet nie próbuj mnie powstrzymać! 
-Nie chcę cię zatrzymać - uśmiechnąłem się do niej - Po prostu idę z tobą. 
~~~~~
Jest kolejny rozdział, chociaż miało być tak średnio co tydzień ;) Mogą pojawić się drobne nieścisłości, ponieważ pisząc ten rozdział ze 3 razy zmieniłam zdanie ;> Oprócz tego mój kochany telefon zawiódł i napisany już do połowy rozdział został skasowany -,- Ale w końcu się udało i rozdział jest ;) Liczę na szczere komentarze ;* 
A tutaj jeszcze taki Octopus, w normalnej wilczej postaci ;)


Przypominam jeszcze tylko, że:

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 24 września 2013

Rozdział II (seria I)

<Jessica> 
Powoli otworzyłam oczy. Leżałam w jakiejś sali, przypominającej szpital. Wszystko mnie bolało. Tuż obok mnie siedział jakiś chłopak. Miał brązowe włosy i zielone oczy, takie w kolorze oceanu. Kiedy zobaczył, że się ocknęłam, uśmiechnął się. 
-O matko, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że żyjesz! Przepraszam cię za Panią O'Leary, ona nigdy się tak nie zachowuje, nie mam pojęcia, co jej odbiło! Jestem Percy - podał mi rękę. 
-A ja, au, Jessica - złapałam się za głowę - Nazwałeś to wielkie czarne coś Pani O'Leary? 
-No tak... - zrobił skruszoną minę - To piekielny ogar, tylko udomowiony, ma obrożę i tak dalej. Jak się czujesz? 
-Oprócz tego, że wszystko mnie boli, bo udomowiony piekielny ogar o imieniu Pani O'Leary postanowił zjeść mnie na podwieczorek? To nawet całkiem nieźle - uśmiechnęłam się. Chłopak odpowiedział mi uśmiechem. 
-Masz, wypij to, poczujesz się lepiej - podał mi szklankę z jakimś dziwnym płynem. Spróbowałam. Smakował jak świeżo wyciskany sok z hiszpańskich pomarańczy, taki, jak zawsze robił mi tata. Chłopak przyglądał mi się z zainteresowaniem. 
-Już lepiej? 
-Nie mam pojęcia czemu, ale tak, dzięki - uśmiechnęłam się. Chciałam go jeszcze o coś zapytać, jednak w tej chwili do sali wpadła dziewczyna z blond lokami i szarymi oczami. 
-Percy! Wszędzie cię szukam! Coś jest nie tak z Groverem! Siedzi na trawie i gada coś, że się zakochał i że jakaś ona jest taka ekologiczna! Weź pomóż mi coś z tym zrobić! - przelotnie omiotła mnie wzrokiem - Zaraz przyjdzie do ciebie Chejron i ci wszystko wyjaśni - jeszcze raz na mnie spojrzała, tym razem uważniej - Tylko się nie przestrasz, bo on jest... Inny - potem wyszła z pokoju ciągnąc Perciego za rękę. Zamknęłam oczy. Musiałam sobie to wszystko przetrawić. Co ona rozumiała przez inny? Chyba nie ma dwóch głów ani nic, prawda? Po chwili otworzyłam oczy i omal nie wrzasnęłam. Opamiętałam się jednak w porę, ponieważ mogłoby mu to sprawić przykrość. Przede mną stał Chejron. Na szczęście nie miał dwóch głów. No dobra, ale skoro nie miał dwóch głów, to dlaczego krzyknęłam? Otóż od pasa w górę Chejron mógł uchodzić za zwykłego, niezwykle wysokiego męszczyznę, jednak od pasa w dół był koniem. Przyłapałam się na tym, że po prostu bezczelnie się na niego gapię. Szybko się jednak zreflektowałam. 
-Yyyyy, dzieńdobry? 
-Witaj Jessico, jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zapytał z uśmiechem, jednak w jego spojrzeniu czaiła się troska. 
-No chyba tak... Tylko wszystko mnie boli - skrzywiłam się. 
-Nie martw się, niedługo przestanie - poklepał mnie uspokajająco po ramieniu - Słyszałem, że poznałaś już Perciego, tak? 
-Ten chłopak z czarnymi włosami? - Chejron przytaknął - Kim on jest? 
-Jego ojcem jest Posejdon, jeden z wielkiej trójki. Masz szczęście, że urodziłaś się w jego czasach, to pewnie dlatego potwory cię omijały, miały ważniejsze sprawy na głowie. 
-No to spoko, przeżyłam 15 lat bez wiedzy o tym wszystkim, nie zaatakowana przez żadnego potwora a tu na wejściu zaatakował mnie podobno udomowiony piekielny ogar o imieniu Pani O'Leary! - widząc poczucie winy na twarzy Chejrona, postanowiłam zmienić temat - A ta blondynka? 
-To Annabeth, córka Ateny. Nie Jessie, nie są razem z Percym, po prostu bardziej się przyjaźnią - uśmiechnął się a ja spłonęłam rumieńcem. 
-A kto jest moim rodzicem? Ty wiesz?
-Niestety nie wiem - Chejron przepraszająco pokręcił głową - Myślę jednak, że ty wiesz. Ojciec ci powiedział, prawda? - ledwo dostrzegalnie kiwnęłam głową. 
-Ale nie muszę tego mówić, prawda? - spojrzałam na niego z nadzieją. 
-Obawiam się, że jednak musisz... Wiem, że to trudne Jessico, jednak inaczej nie będziesz mogła trafić do właściwego domku. Więc jak, powiesz mi, kim jest twoja matka? 
Moją matką jest... - wzięłam głęboki oddech i pochwyciłam pytające spojrzenie Chejrona - Moją matką jest Artemida. 
<Percy> 
Z niechęcią wyszedłem ze szpitala, ciągnięty przez wściekłą Annabeth. Kiedy tylko znaleźliśmy się poza zasięgiem słuchu Jessici, Annabeth przycisnęła mnie do ściany. 
-Co ty robisz głupku! A jeśli ona jest szpiegiem Luke'a? Nie dziwi cię to, że nie zaatakowały jej na zewnątrz żadne potwory a tutaj ledwo co wchodzi, rzuca się na nią Pani O'Leary? 
-O co ci chodzi? Niby jak mogłaby być szpiegiem Luke'a? Gdyby nim była, na pewno nie przyszłaby tutaj, tylko siedziałaby razem z nim i jego potworami - spojrzałem na Annabeth ze złością - Po prostu jesteś zła, że jest od ciebie ładniejsza! 
-Właśnie, że nie! Ty... Ty głupku! - przez chwilę wyglądała, jakby chciała mnie uderzyć, zaraz jednak zakryła twarz dłońmi i uciekła. Z opóźnieniem dotarło do mnie, co powiedziałem. 
-Annabeth, zaczekaj! Nie to miałem na myśli! Naprawdę! - próbowałem ją zatrzymać, jednak na próżno. Westchnąłem głośno, zastanawiając się, czy wszystkie dziewczyny są tak przewrażliwione na punkcie swojego wyglądu. Z otępienia wyrwał mnie Grover, który tańczył, przygrywając sobie na organkach. Sprawiał wrażenie pijanego. Podbiegłem do niego, złapałem go za ramiona i mocno potrząsnąłem. 
-Grover! Halo, tu ziemia to Grovera! 
-O cześć Percy, wiesz, że chyba się zakochałem? W córce Artemidy! Ona wygląda zupełnie jak jej matka! No i jest taaaaaka ekologiczna! - zachwiał się i byłby upadł, gdybym go nie przytrzymał. Przyłożyłem mu rękę do czoła, było rozpalone. 
-Chodź Grover, pójdziemy Chejrona, o ile pamiętam, jest teraz w Wielkim Domu, może tobie coś poradzi a ja odwiedzę Jessie - na wspomnienie dziewczyny dobrowolnie się uśmiechnąłem. Grover bez protestów pokuśtykał za mną. Tak jak przewidywałem, Chejron razem z Jessicą siedzieli na werandzie wielkiego domu, żywo dyskutując, jednak, kiedy podeszliśmy bliżej, nagle umilkli. Spojrzałem na nich ze zdumieniem. 
-Co się stało? Przyprowadziłem Grovera, bo chyba z nim coś nie tak... - w tej samej chwili Grover wyrwał mi się i przypadł do stóp Jessie, która wyglądała na dosyć mocno zdziwioną. 
-Och, moja pani! Pozwól mi, zwykłemu satyrowi być twym sługą! O proszę cię, pani! Beeeee! Obiecuję, że nic złego ci się nie stanie, jeśli pozwolisz mi się chronić, ponieważ jesteś taaaaaka ekologiczna! Wyglądasz zupełnie jak twoja matka! O pani, proszę, pozdrów ją ode mnie, mówiąc, że satyr Grover ją pozdrawia! 
-Ej, kozłonogu, spokojnie! - Jessica uśmiechając się lekko złapała go za ramiona i pociagnęła w górę, pomagając wstać - Nie musisz na mnie mówić pani ani nic, po prostu Jessica albo Jessie, okey? - spojrzała na satyra, który przyglądał jej się pełnym uwielbienia wzrokiem. Spojrzałem na Chejrona. 
-Nic z tego nie rozumiem... Przecież, jeśli Jessica jest córką Dionizosa, satyrowie powinni raczej się jej bać, a nie uwielbiać... 
-Nie Percy, Jessie nie jest córką Pana D. - Chejron uśmiechnął się smutno - Jest to o wiele bardziej skomplikowane. Matką Jessici jest Artemida, bogini wiecznych łowów. 
-Że co proszę? Ale to naprawdę? - spojrzałem pytająco na Chejrona, który kiwnął głową - Jessie? Nie nabijacie się? 
-A czy wyglądam, jakbym żartowała? - Jessica spojrzała na mnie ponuro -Chejronie, mogę już iść? Do domku numer 8, tak? Odprowadzisz mnie Percy? - wciąż mocno zszokowany wziąłem torbę Jessie i pomogłem jej dokuśtykać do domku numer 8, poświęconego Artemidzie. 

<Annabeth> 
Kiedy tylko udało mi się odciągnąć Perciego od Jessici, przycisnęłam go do ściany. Miałam złe przeczucia, co do tej całej Jessie i musiałam mu o tym powiedzieć. A on mi tu wyjeżdża, że niby jestem zazdrosna, że tamta jest ładniejsza! No proszę was, przecież każdy wie, że Atena jest ładniejsza od Artemidy! I moja matka jest przynajmniej cywilizowana, a nie lata po jakiś lasach polując na potwory! Ona walczy mózgiem, nie siłą! Od razu pobiegłam do domku Afrodyty, gdzie Silena podała mi chusteczki i kazała się wyspowiadać. Kiedy już jej wszystko odpowiedziałam, stwierdziła, że nie mam czego się obawiać, jeśli Jessica naprawdę jest niewinna, wkrótce tego dowiedzie, a jeśli jest szpiegiem, to prędzej czy pózniej Pani O'Leary ją zje. Tak pokrzepiona wyszłam z domku w idealnym momencie, aby zobaczyć, jak Percy odprowadza Jessicę do 8. Po drodze śmiali się i żartowali. Chciałam szybko zniknąć im z oczu, jednak, na moje nieszczęście, dziewczyna mnie zauważyła. 
-Annabeth, zaczekaj! - w tej chwili nawet nie zastanawiałam się, skąd zna moje imię. Po prostu uciekałam - Annabeth! - była ode mnie zdecydowanie szybsza, więc już po chwili złapała mnie za ramię i zmusiła, abym spojrzała jej w oczu. 
-Czego?! - warknęłam. 
-Posłuchaj, nie wiem, co jest między tobą a Percym, ale nie zamierzam się w to mieszać! Po prostu go lubię, jest moim przyjacielem, nikim więcej! Nie mam pojęcia, czemu mnie tak bardzo nienawidzisz, ale przepraszam cię za to, cokolwiek zrobiłam! - w oczach miała łzy, cieżko oddychała, a na koszulce w okolicach żeber pojawiła się czerwona plama z krwi. Skrzywiła się i złapała ręką za krwawiące miejsce. Poczułam nagle ogromne wyrzuty sumienia, ta dziewczyna dopiero co wyszła ze szpitala, a ja obwiniam ją za głupotę Perciego. W tej chwili, gdy tak stała, całkiem bezbronna, z ciągle powiększającą się plamą krwi na koszulce, nie wyobrażałam sobie, jak kiedykolwiek mogłam oskarżyć ją o bycie szpiegiem. Spuściłam wzrok. 
-Też przepraszam... Po prostu... Percy powiedział, że jesteś ode mnie ładniejsza - w tej chwili poczułam jakieś wszech ogarniające ciepło, Jessie spojrzała na mnie z uśmiechem i uścisnęła mnie mocno. Tego właśnie potrzebowałam, jakiegoś wsparcia. 
-Wcale nie jestem od ciebie ładniejsza! Jesteś śliczna, masz piękne włosy, inteligentne oczy i wspaniały charakter! A ja jestem po prostu ruda. Słyszałam, że rude to wredne - uśmiechnęła się a ja musiałam odpowiedzieć jej uśmiechem.
-Napewno nie, przecież gdyby tak było, twoja matka rownież musiałaby być wredna, a nie jest. Nie jest, prawda? 
-Nie, nie jest. Chyba! - powiedziała i obydwie wybuchłyśmy śmiechem. Po chwili spojrzała na moją koszulkę i uśmiechnęła się z zażenowaniem - Przepraszam, ubrudziłam cię... 
-Nie, nic się nie stało, jestem przyzwyczajona - odpowiedziałam jej promiennym uśmiechem. Nagle cała zesztywniałam. W naszym kierunku biegł Percy. Jessie rownież odwróciła głowę i położyła ręce na biodrach. W tej chwili biła od niej taka siła, że byłam skłonna uwierzyć, że Artemida naprawdę była jej matką. Pytanie tylko, co za człowiek był tak wyjątkowy, żeby uzyskać miłość bogini. Chciałem o to zapytać, jednak bałam się, że jest na to zbyt słaba. Kiedy Percy podszedł, spojrzała na niego ze złością. 
-Posłuchaj, nie mam pojęcia, co jest między tobą a Annabeth, ale, do jasnej cholery, jeśli jest dla ciebie ważna, to przestań ją wreszcie ranić! Jesteś tchórzem! Kochasz ją, a boisz się jej tego powiedzieć! Może nie jestem córką Afrodyty, która jest boginią miłości, ale mam oczy! A ty po prostu... Ach, nieważne! - odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę domku. Nie dobiegła jednak na miejsce, ponieważ drogę zagroziła jej Pani O'Leary. Przeklęłam pod nosem i szturchnęłam Perciego, który dosłownie znieruchomiał. 
-Ej, Glonomóżdżku, zamierzasz patrzeć, jak Jessie zostaje zjedzona, czy może ruszysz swój wielmożny zadek i jej pomożesz? 
-Yyyyy, tak, już - chłopak otrząsnął się i chciał do niej podejść, jednak przytrzymałam go za łokieć - Co jest? 
-Cicho! Patrz - pokazałam głowa w stronę Jessie. Dziewczyna stała przed rozwścieczonym piekielnym ogarem z zamkniętymi oczami. Delikatnie uniosła prawą rękę, mrucząc coś po starogrecku, czasem jej głos przypominał kocie mruczenie, czasem zmieniał się w wicze warczenie, a czasem jej głos niebezpiecznie przypominał porykiwanie lwa. Pani O'Leary wpatrywała się w nią, cicho powarkując, kiedy jednak Jessie zaczęła skomleć i popiskiwać, ogarzyca przestała powarkiwać i niepewnie liznęła ją po twarzy. Wtedy nasza przyjaciółka otworzyła oczy i z uśmiechem podrapała ją pod brodą. Kiedy zobaczyła, że się w nią wpatrujemy, przywołała nas ręką. Stała już resztkami sił, opierając się o Panią O'Leary, a świeżo zasklepiona rana w okolicach żeber na nowo się otworzyła. Spojrzałam na nią z obawą. Nie jest dobrze. Percy chyba jednak tego nie zauważył. 
-Wow, to było super, co to właściwie było, jak to zrobiłaś? 
-Nie wiem, nie mam pojęcia, mam tak od urodzenia - lekko się uśmiechnęła - Moglibyście zaprowadzić mnie do domku, bo czuje się tak trochę... - nie dokończyła zdania, ponieważ zasnęła na stojąco, wpadając prosto w ramiona Perciego. Spojrzał na mnie pytająco. 
-Nie wiem, nie mam pojęcia, co zrobić - skrzyżowałam ręce na piersi - Jednak chyba to ty powinieneś coś wymyślić! 
-Ale czemu ja, przecież to ty zawsze masz jakiś plan? - nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ w nasza stronę pokłósował Chejron, otoczony wianuszkiem satyrów, z Groverem na czele. Kiedy zobaczył nieprzytomną Jessicę, nadal w ramionach Perciego, spojrzał na nas ze zmartwieniem. 
-No tak, tego można było się spodziewać... Percy, posadź ją na moim grzbiecie, a ty Grover, znajdź jakiegoś lekarza od Apollina, trzeba ją szybko przywrócić z powrotem do życia, ponieważ czeka na nią Hermes, z wiadomością od Artemidy, a bogowie raczej nie należą do cierpliwych - Percy bezpieczne ułożył ją na końskim grzbiecie Chejrona, posyłając mi przy okazji kolejne pytająco spojrzenie. Wzruszyłam tylko ramionami. Nie miałam pojęcia, czego Hermes może od niej chcieć, jednak wiedziałam jedno, to na pewno nie wróży niczego dobrego. 
~~~~~ 
W tym rozdziale poznajemy trochę wybuchowy charakterek Jessie i jej niezwykłe uzdolnienia ;) Rozdział wyszedł trochę inaczej niż chciałam, mimo wszystko jestem z niego całkiem zadowolona :) I jeszcze jedna mała prośba, osoby komentujące z anonima - proszę, podpisujcie się jakoś, z góry wielkie dzięki ;* I jedna prosta zasada ;> 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 22 września 2013

Rozdział I (seria I)

<Jessica>
Tata odwiózł mnie na Long Island. Stojąc pod sosną Thalią (która została tak nazwana od imienia dziewczyny, która oddała życie dla przyjaciół) mogłam zobaczyć cały obóz. Obóz Herosów. Nie pasowałam tutaj. To prawda, może miałam dysleksję i ADHD, ale to jeszcze nic nie znaczy. Przecież każde normalne dziecko też może mieć dysleksję i ADHD! No tak, pozostawał tylko pewien drobny fakt, że potrafiłam rozmawiać ze zwierzętami. I cały czas wokół mnie działy się różne dziwne rzeczy. No dobra, może jednak jestem herosem. Spojrzałam na tatę ze złością. Kochałam go, nawet bardzo, nie rozumiałam jednak, czemu mówi mi o tym dopiero teraz. Tata jest piłkarzem, więc często zmieniamy miejsce zamieszkania, na początku, kiedy byłam jeszcze maleńka mieszkaliśmy w Madrycie, potem w Liverpoolu a teraz w Londynie. Z Madrytu nic nie pamiętam, byłam wtedy naprawdę mała, wiem jednak, że to w Hiszpanii czuję się najlepiej. Jestem hiszpanką i to z tym krajem jestem najbardziej związana. Na obozie wylądowałam przez Olallę. Olalla jest żoną mojego taty, w której on jest absolutnie zakochany. Poznali się, kiedy mieli po 8 lat a zaczęli ze sobą chodzić, kiedy mieli po 16 lat. Potem wzięli ślub i mieli dzieci. Tak słodko, że rzygam tęczą. Wszystko spoko, tylko jakoś tak nagle, okazało się, że tata ma dziecko z jakąś inną kobietą (wtedy jeszcze nie byli małżeństwem) ale Olalla oczywiście była tak wspaniałomyślna, że zgodziła się mnie przygarnąć. Teraz to ona odnalazła ten obóz i postanowiła mnie uświadomić, ponieważ słyszała, że potwory łatwiej wyczuwają herosów, którzy wiedzą, że są herosami a z obozu herosów dzieci często nie wracają. A potwory oszczędziły mnie przez ten czas chyba tylko dlatego, że myślała, że Olalla jest jednym z nich i już się mną zajęła. W sumie, to chyba miały rację. 
-Jessie, napewno chcesz tam iść? Jeśli nie chcesz... - z zamyśleń wyrwał mnie głos ojca. 
-Tak tato, poradzę sobie! Nie musisz się o mnie martwić! - mam nadzieję, że zabrzmiało to pewniej niż się czułam. Tata westchnął głęboko. 
-Dobra mała, to trzymaj się - mocno mnie uścisnął i podał mi torbę - Pamiętaj, dzwoń, jeśli coś by się działo - pomachał mi i ruszył do samochodu. Odprowadziłam go wzrokiem. Kiedy byłam już pewna, że mnie nie widzi, dałam krok do przodu i przeszłam na drugą stronę wzgórza, na teren obozu herosów. Rozejrzałam się. Obóz wyglądał, jakby zatrzymał się w czasie gdzieś tak w czasach starożytnej Grecji. Chyba. Nigdy nie byłam zbyt dobra z historii. Nagle usłyszałam jakieś dudnienie. Odwróciłam głowę. W moim kierunku biegło coś, co wyglądało jak pies, było jednak wielkości małej ciężarówki. Potem to coś chyba skończyło, choć nie jestem pewna. Ostatnim, co pamietam, jest zapach zmokłego futra. Potem zapanowała ciemność. 

<Percy> 
Bawiłem się właśnie z Panią O'Leary, rzucając jej jedną z tarczy treningowych, kiedy ją zobaczyłem. Ruda dziewczyna z brązowymi oczami stała na szczycie wzgórza. Wydawało mi się, że ją skądś znam, jej rysy bardzo mi kogoś przypominały, jednak nie mogłem ustalić, kogo. Była naprawdę piękna, jednak nie w taki sposób, jak córki Afrodyty, Gapiłbym się na nią chyba jeszcze z godzinę, gdyby nie to, że Pani O'Leary wydała z siebie nagle dziki pisk i popędziła w stronę dziewczyny. Zacząłem wrzeszczeć, aby ją powstrzymać, jednak wszystkie próby zakończyły się niepowodzeniem - wielki piekielny ogar pędził na nią z prędkością rozpędzonego samochodu. Kiedy był już blisko, zamknąłem oczy. Zaraz potem usłyszałem tylko warczenie i odgłos łamanych kości. 
~~~~~ 
Jest drugi rozdział, dedykowany mojej kochanej Alexandrze Everdeen <3 Uważam, że wyszedł mi średnio, jednak pozostawiam go do waszej oceny :/ 

sobota, 21 września 2013

Prolog (seria I)

Naprawdę, bycie herosem jest trudne. Ale jeśli twoją matką jest Artemida, bogini, która obiecała nie mieć dzieci, jest to trudniejsze, niż cokolwiek innego. Wszystkie potwory z całego świata łażą za tobą, aby cię ukatrupić, a ty nawet nie wiesz, o co w tym wszystkim chodzi. Ja tak mam. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się przeżyć te 15 lat, skoro nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jestem półkrwi. Ale jakoś przeżyłam i teraz jestem tu gdzie jestem. Mam 15 lat, nazywam się Jessica Torres i jestem córką Artemidy, bogini łowów. 
~~~~~
Witam wszystkich serdecznie na moim nowym blogu :) Jest o nieco innej tematyce, bo o Percym Jecksonie i Bogach Olimpijskich ;) Jednak niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, co pewnie zauważyli ci, którzy czytali moje poprzednie blogi - będzie tu występował (choć w mało znaczącej roli) mój ukochany piłkarz, Fernando Torres <3 
Rozdziały będę dodawać średnio co tydzień, pierwszy powinien pojawić się już wkrótce :) Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania ;*