wtorek, 24 września 2013

Rozdział II (seria I)

<Jessica> 
Powoli otworzyłam oczy. Leżałam w jakiejś sali, przypominającej szpital. Wszystko mnie bolało. Tuż obok mnie siedział jakiś chłopak. Miał brązowe włosy i zielone oczy, takie w kolorze oceanu. Kiedy zobaczył, że się ocknęłam, uśmiechnął się. 
-O matko, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że żyjesz! Przepraszam cię za Panią O'Leary, ona nigdy się tak nie zachowuje, nie mam pojęcia, co jej odbiło! Jestem Percy - podał mi rękę. 
-A ja, au, Jessica - złapałam się za głowę - Nazwałeś to wielkie czarne coś Pani O'Leary? 
-No tak... - zrobił skruszoną minę - To piekielny ogar, tylko udomowiony, ma obrożę i tak dalej. Jak się czujesz? 
-Oprócz tego, że wszystko mnie boli, bo udomowiony piekielny ogar o imieniu Pani O'Leary postanowił zjeść mnie na podwieczorek? To nawet całkiem nieźle - uśmiechnęłam się. Chłopak odpowiedział mi uśmiechem. 
-Masz, wypij to, poczujesz się lepiej - podał mi szklankę z jakimś dziwnym płynem. Spróbowałam. Smakował jak świeżo wyciskany sok z hiszpańskich pomarańczy, taki, jak zawsze robił mi tata. Chłopak przyglądał mi się z zainteresowaniem. 
-Już lepiej? 
-Nie mam pojęcia czemu, ale tak, dzięki - uśmiechnęłam się. Chciałam go jeszcze o coś zapytać, jednak w tej chwili do sali wpadła dziewczyna z blond lokami i szarymi oczami. 
-Percy! Wszędzie cię szukam! Coś jest nie tak z Groverem! Siedzi na trawie i gada coś, że się zakochał i że jakaś ona jest taka ekologiczna! Weź pomóż mi coś z tym zrobić! - przelotnie omiotła mnie wzrokiem - Zaraz przyjdzie do ciebie Chejron i ci wszystko wyjaśni - jeszcze raz na mnie spojrzała, tym razem uważniej - Tylko się nie przestrasz, bo on jest... Inny - potem wyszła z pokoju ciągnąc Perciego za rękę. Zamknęłam oczy. Musiałam sobie to wszystko przetrawić. Co ona rozumiała przez inny? Chyba nie ma dwóch głów ani nic, prawda? Po chwili otworzyłam oczy i omal nie wrzasnęłam. Opamiętałam się jednak w porę, ponieważ mogłoby mu to sprawić przykrość. Przede mną stał Chejron. Na szczęście nie miał dwóch głów. No dobra, ale skoro nie miał dwóch głów, to dlaczego krzyknęłam? Otóż od pasa w górę Chejron mógł uchodzić za zwykłego, niezwykle wysokiego męszczyznę, jednak od pasa w dół był koniem. Przyłapałam się na tym, że po prostu bezczelnie się na niego gapię. Szybko się jednak zreflektowałam. 
-Yyyyy, dzieńdobry? 
-Witaj Jessico, jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zapytał z uśmiechem, jednak w jego spojrzeniu czaiła się troska. 
-No chyba tak... Tylko wszystko mnie boli - skrzywiłam się. 
-Nie martw się, niedługo przestanie - poklepał mnie uspokajająco po ramieniu - Słyszałem, że poznałaś już Perciego, tak? 
-Ten chłopak z czarnymi włosami? - Chejron przytaknął - Kim on jest? 
-Jego ojcem jest Posejdon, jeden z wielkiej trójki. Masz szczęście, że urodziłaś się w jego czasach, to pewnie dlatego potwory cię omijały, miały ważniejsze sprawy na głowie. 
-No to spoko, przeżyłam 15 lat bez wiedzy o tym wszystkim, nie zaatakowana przez żadnego potwora a tu na wejściu zaatakował mnie podobno udomowiony piekielny ogar o imieniu Pani O'Leary! - widząc poczucie winy na twarzy Chejrona, postanowiłam zmienić temat - A ta blondynka? 
-To Annabeth, córka Ateny. Nie Jessie, nie są razem z Percym, po prostu bardziej się przyjaźnią - uśmiechnął się a ja spłonęłam rumieńcem. 
-A kto jest moim rodzicem? Ty wiesz?
-Niestety nie wiem - Chejron przepraszająco pokręcił głową - Myślę jednak, że ty wiesz. Ojciec ci powiedział, prawda? - ledwo dostrzegalnie kiwnęłam głową. 
-Ale nie muszę tego mówić, prawda? - spojrzałam na niego z nadzieją. 
-Obawiam się, że jednak musisz... Wiem, że to trudne Jessico, jednak inaczej nie będziesz mogła trafić do właściwego domku. Więc jak, powiesz mi, kim jest twoja matka? 
Moją matką jest... - wzięłam głęboki oddech i pochwyciłam pytające spojrzenie Chejrona - Moją matką jest Artemida. 
<Percy> 
Z niechęcią wyszedłem ze szpitala, ciągnięty przez wściekłą Annabeth. Kiedy tylko znaleźliśmy się poza zasięgiem słuchu Jessici, Annabeth przycisnęła mnie do ściany. 
-Co ty robisz głupku! A jeśli ona jest szpiegiem Luke'a? Nie dziwi cię to, że nie zaatakowały jej na zewnątrz żadne potwory a tutaj ledwo co wchodzi, rzuca się na nią Pani O'Leary? 
-O co ci chodzi? Niby jak mogłaby być szpiegiem Luke'a? Gdyby nim była, na pewno nie przyszłaby tutaj, tylko siedziałaby razem z nim i jego potworami - spojrzałem na Annabeth ze złością - Po prostu jesteś zła, że jest od ciebie ładniejsza! 
-Właśnie, że nie! Ty... Ty głupku! - przez chwilę wyglądała, jakby chciała mnie uderzyć, zaraz jednak zakryła twarz dłońmi i uciekła. Z opóźnieniem dotarło do mnie, co powiedziałem. 
-Annabeth, zaczekaj! Nie to miałem na myśli! Naprawdę! - próbowałem ją zatrzymać, jednak na próżno. Westchnąłem głośno, zastanawiając się, czy wszystkie dziewczyny są tak przewrażliwione na punkcie swojego wyglądu. Z otępienia wyrwał mnie Grover, który tańczył, przygrywając sobie na organkach. Sprawiał wrażenie pijanego. Podbiegłem do niego, złapałem go za ramiona i mocno potrząsnąłem. 
-Grover! Halo, tu ziemia to Grovera! 
-O cześć Percy, wiesz, że chyba się zakochałem? W córce Artemidy! Ona wygląda zupełnie jak jej matka! No i jest taaaaaka ekologiczna! - zachwiał się i byłby upadł, gdybym go nie przytrzymał. Przyłożyłem mu rękę do czoła, było rozpalone. 
-Chodź Grover, pójdziemy Chejrona, o ile pamiętam, jest teraz w Wielkim Domu, może tobie coś poradzi a ja odwiedzę Jessie - na wspomnienie dziewczyny dobrowolnie się uśmiechnąłem. Grover bez protestów pokuśtykał za mną. Tak jak przewidywałem, Chejron razem z Jessicą siedzieli na werandzie wielkiego domu, żywo dyskutując, jednak, kiedy podeszliśmy bliżej, nagle umilkli. Spojrzałem na nich ze zdumieniem. 
-Co się stało? Przyprowadziłem Grovera, bo chyba z nim coś nie tak... - w tej samej chwili Grover wyrwał mi się i przypadł do stóp Jessie, która wyglądała na dosyć mocno zdziwioną. 
-Och, moja pani! Pozwól mi, zwykłemu satyrowi być twym sługą! O proszę cię, pani! Beeeee! Obiecuję, że nic złego ci się nie stanie, jeśli pozwolisz mi się chronić, ponieważ jesteś taaaaaka ekologiczna! Wyglądasz zupełnie jak twoja matka! O pani, proszę, pozdrów ją ode mnie, mówiąc, że satyr Grover ją pozdrawia! 
-Ej, kozłonogu, spokojnie! - Jessica uśmiechając się lekko złapała go za ramiona i pociagnęła w górę, pomagając wstać - Nie musisz na mnie mówić pani ani nic, po prostu Jessica albo Jessie, okey? - spojrzała na satyra, który przyglądał jej się pełnym uwielbienia wzrokiem. Spojrzałem na Chejrona. 
-Nic z tego nie rozumiem... Przecież, jeśli Jessica jest córką Dionizosa, satyrowie powinni raczej się jej bać, a nie uwielbiać... 
-Nie Percy, Jessie nie jest córką Pana D. - Chejron uśmiechnął się smutno - Jest to o wiele bardziej skomplikowane. Matką Jessici jest Artemida, bogini wiecznych łowów. 
-Że co proszę? Ale to naprawdę? - spojrzałem pytająco na Chejrona, który kiwnął głową - Jessie? Nie nabijacie się? 
-A czy wyglądam, jakbym żartowała? - Jessica spojrzała na mnie ponuro -Chejronie, mogę już iść? Do domku numer 8, tak? Odprowadzisz mnie Percy? - wciąż mocno zszokowany wziąłem torbę Jessie i pomogłem jej dokuśtykać do domku numer 8, poświęconego Artemidzie. 

<Annabeth> 
Kiedy tylko udało mi się odciągnąć Perciego od Jessici, przycisnęłam go do ściany. Miałam złe przeczucia, co do tej całej Jessie i musiałam mu o tym powiedzieć. A on mi tu wyjeżdża, że niby jestem zazdrosna, że tamta jest ładniejsza! No proszę was, przecież każdy wie, że Atena jest ładniejsza od Artemidy! I moja matka jest przynajmniej cywilizowana, a nie lata po jakiś lasach polując na potwory! Ona walczy mózgiem, nie siłą! Od razu pobiegłam do domku Afrodyty, gdzie Silena podała mi chusteczki i kazała się wyspowiadać. Kiedy już jej wszystko odpowiedziałam, stwierdziła, że nie mam czego się obawiać, jeśli Jessica naprawdę jest niewinna, wkrótce tego dowiedzie, a jeśli jest szpiegiem, to prędzej czy pózniej Pani O'Leary ją zje. Tak pokrzepiona wyszłam z domku w idealnym momencie, aby zobaczyć, jak Percy odprowadza Jessicę do 8. Po drodze śmiali się i żartowali. Chciałam szybko zniknąć im z oczu, jednak, na moje nieszczęście, dziewczyna mnie zauważyła. 
-Annabeth, zaczekaj! - w tej chwili nawet nie zastanawiałam się, skąd zna moje imię. Po prostu uciekałam - Annabeth! - była ode mnie zdecydowanie szybsza, więc już po chwili złapała mnie za ramię i zmusiła, abym spojrzała jej w oczu. 
-Czego?! - warknęłam. 
-Posłuchaj, nie wiem, co jest między tobą a Percym, ale nie zamierzam się w to mieszać! Po prostu go lubię, jest moim przyjacielem, nikim więcej! Nie mam pojęcia, czemu mnie tak bardzo nienawidzisz, ale przepraszam cię za to, cokolwiek zrobiłam! - w oczach miała łzy, cieżko oddychała, a na koszulce w okolicach żeber pojawiła się czerwona plama z krwi. Skrzywiła się i złapała ręką za krwawiące miejsce. Poczułam nagle ogromne wyrzuty sumienia, ta dziewczyna dopiero co wyszła ze szpitala, a ja obwiniam ją za głupotę Perciego. W tej chwili, gdy tak stała, całkiem bezbronna, z ciągle powiększającą się plamą krwi na koszulce, nie wyobrażałam sobie, jak kiedykolwiek mogłam oskarżyć ją o bycie szpiegiem. Spuściłam wzrok. 
-Też przepraszam... Po prostu... Percy powiedział, że jesteś ode mnie ładniejsza - w tej chwili poczułam jakieś wszech ogarniające ciepło, Jessie spojrzała na mnie z uśmiechem i uścisnęła mnie mocno. Tego właśnie potrzebowałam, jakiegoś wsparcia. 
-Wcale nie jestem od ciebie ładniejsza! Jesteś śliczna, masz piękne włosy, inteligentne oczy i wspaniały charakter! A ja jestem po prostu ruda. Słyszałam, że rude to wredne - uśmiechnęła się a ja musiałam odpowiedzieć jej uśmiechem.
-Napewno nie, przecież gdyby tak było, twoja matka rownież musiałaby być wredna, a nie jest. Nie jest, prawda? 
-Nie, nie jest. Chyba! - powiedziała i obydwie wybuchłyśmy śmiechem. Po chwili spojrzała na moją koszulkę i uśmiechnęła się z zażenowaniem - Przepraszam, ubrudziłam cię... 
-Nie, nic się nie stało, jestem przyzwyczajona - odpowiedziałam jej promiennym uśmiechem. Nagle cała zesztywniałam. W naszym kierunku biegł Percy. Jessie rownież odwróciła głowę i położyła ręce na biodrach. W tej chwili biła od niej taka siła, że byłam skłonna uwierzyć, że Artemida naprawdę była jej matką. Pytanie tylko, co za człowiek był tak wyjątkowy, żeby uzyskać miłość bogini. Chciałem o to zapytać, jednak bałam się, że jest na to zbyt słaba. Kiedy Percy podszedł, spojrzała na niego ze złością. 
-Posłuchaj, nie mam pojęcia, co jest między tobą a Annabeth, ale, do jasnej cholery, jeśli jest dla ciebie ważna, to przestań ją wreszcie ranić! Jesteś tchórzem! Kochasz ją, a boisz się jej tego powiedzieć! Może nie jestem córką Afrodyty, która jest boginią miłości, ale mam oczy! A ty po prostu... Ach, nieważne! - odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę domku. Nie dobiegła jednak na miejsce, ponieważ drogę zagroziła jej Pani O'Leary. Przeklęłam pod nosem i szturchnęłam Perciego, który dosłownie znieruchomiał. 
-Ej, Glonomóżdżku, zamierzasz patrzeć, jak Jessie zostaje zjedzona, czy może ruszysz swój wielmożny zadek i jej pomożesz? 
-Yyyyy, tak, już - chłopak otrząsnął się i chciał do niej podejść, jednak przytrzymałam go za łokieć - Co jest? 
-Cicho! Patrz - pokazałam głowa w stronę Jessie. Dziewczyna stała przed rozwścieczonym piekielnym ogarem z zamkniętymi oczami. Delikatnie uniosła prawą rękę, mrucząc coś po starogrecku, czasem jej głos przypominał kocie mruczenie, czasem zmieniał się w wicze warczenie, a czasem jej głos niebezpiecznie przypominał porykiwanie lwa. Pani O'Leary wpatrywała się w nią, cicho powarkując, kiedy jednak Jessie zaczęła skomleć i popiskiwać, ogarzyca przestała powarkiwać i niepewnie liznęła ją po twarzy. Wtedy nasza przyjaciółka otworzyła oczy i z uśmiechem podrapała ją pod brodą. Kiedy zobaczyła, że się w nią wpatrujemy, przywołała nas ręką. Stała już resztkami sił, opierając się o Panią O'Leary, a świeżo zasklepiona rana w okolicach żeber na nowo się otworzyła. Spojrzałam na nią z obawą. Nie jest dobrze. Percy chyba jednak tego nie zauważył. 
-Wow, to było super, co to właściwie było, jak to zrobiłaś? 
-Nie wiem, nie mam pojęcia, mam tak od urodzenia - lekko się uśmiechnęła - Moglibyście zaprowadzić mnie do domku, bo czuje się tak trochę... - nie dokończyła zdania, ponieważ zasnęła na stojąco, wpadając prosto w ramiona Perciego. Spojrzał na mnie pytająco. 
-Nie wiem, nie mam pojęcia, co zrobić - skrzyżowałam ręce na piersi - Jednak chyba to ty powinieneś coś wymyślić! 
-Ale czemu ja, przecież to ty zawsze masz jakiś plan? - nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ w nasza stronę pokłósował Chejron, otoczony wianuszkiem satyrów, z Groverem na czele. Kiedy zobaczył nieprzytomną Jessicę, nadal w ramionach Perciego, spojrzał na nas ze zmartwieniem. 
-No tak, tego można było się spodziewać... Percy, posadź ją na moim grzbiecie, a ty Grover, znajdź jakiegoś lekarza od Apollina, trzeba ją szybko przywrócić z powrotem do życia, ponieważ czeka na nią Hermes, z wiadomością od Artemidy, a bogowie raczej nie należą do cierpliwych - Percy bezpieczne ułożył ją na końskim grzbiecie Chejrona, posyłając mi przy okazji kolejne pytająco spojrzenie. Wzruszyłam tylko ramionami. Nie miałam pojęcia, czego Hermes może od niej chcieć, jednak wiedziałam jedno, to na pewno nie wróży niczego dobrego. 
~~~~~ 
W tym rozdziale poznajemy trochę wybuchowy charakterek Jessie i jej niezwykłe uzdolnienia ;) Rozdział wyszedł trochę inaczej niż chciałam, mimo wszystko jestem z niego całkiem zadowolona :) I jeszcze jedna mała prośba, osoby komentujące z anonima - proszę, podpisujcie się jakoś, z góry wielkie dzięki ;* I jedna prosta zasada ;> 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

3 komentarze:

  1. Rozdział świetny, jest kilka małych nieścisłości, literówek, błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, ale mimo wszystko jest okey :) Fabuła bardzo ciekawa, jak już pisałam wcześniej, przez długi czas czekałam na takiego bloga, bardzo interesujący temat ;) Pewnie myślisz, że trochę zrzędzę, ale to i tak mało jak na mnie :P Pozdrawiam ;* ~ Kasiulka (")>

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz bardzo ciekawie. Muszę powiedzieć, że masz bardzo interesujący pomysł. ARTEMIDA MA DZIECKO. Dziwię się, że nikt nie zwrócił na to uwagi, w końcu powinno to wywołać mnóstwo plotek, ale faktycznie. Kiedy Kronos ma powstać, nikt raczej nie zajmuje się plotkami.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie no super ale przydałby się jeszcze transparent STO LAT ARTEMIDZIE

    OdpowiedzUsuń