niedziela, 6 października 2013

Rozdział V (seria I)

<Jessica> 
Następnego dnia obudziło mnie pukanie do drzwi. Pewnie Ann i Percy przyszli, abyśmy poszli na śniadanie, a ja znowu zaspałam. W sumie nic dziwnego, znowu śnił mi się dzisiaj ten koszmar, z Luke'iem i tym obcym chłopakiem. Teraz to wydarzenie ciągle prześladowało mnie w snach. Mruknęłam do nich, że otwarte i szybko wygramoliłam się z łóżka. Przy okazji oczywiście musiałam niechcący nadepnąć na śpiącego jeszcze Octopusa. W drzwiach powitała mnie radosna Annabeth i zaspany Percy. Na mój widok uśmiechnął się przyjaźnie. 
-Też nie mogłaś w nocy spać? 
-Strasznie, dręczył mnie znowu ten okropny koszmar o Luke'u i... - zorientowałam się, że powiedziałam za dużo. Percy spojrzał na Ann z ponurą satysfakcją. 
-Widzisz? Mówiłem ci, że ona zna Luke'a - przeniósł wzrok na mnie. - Ethan Nakamura. 
-Co? 
-Ten chłopak nazywa się Ethan Nakamura. Też miałem ten koszmar. 
-Ale skąd ty to...? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Percy westchnął. 
-Powiedzmy, że uratowałem mu życie, w zamian za co on usiłował zabić mnie. W takim dużym skrócie. 
-I zabił Luke'a... - moje oczy pociemniały - Zginie marną śmiercią, następnie zostanie oskubany, wypatroszony i dany potworom z lasku na śniadanie! - Annabeth spojrzała na mnie dziwnie - No co? Nikomu nie pozwolę, atakować moich przyjaciół ani rodziny! Ani tym bardziej Luke'a! 
-Jess, nie chcę cię martwić, ale Luke'a raczej nie da się zabić. Tak jak ja przyjął na siebie przekleństwo Achillesa - Percy spojrzał na mnie ze współczuciem. 
-No przecież wiem! Gdyby nie żył, niby po co chciałabym go ratować? Wiem, że żyje, jednak ten Ethan Nakamura, czy jakoś tak, sprawił mu ogromny ból, pozbawiając mnie najlepszego przyjaciela! Myślicie, że jak jest się innym, to ma się wielu przyjaciół? - odwróciłam się do nich plecami. Nie chciałam, aby łzy, które już zbierały się w moich oczach, ujrzały światło dzienne.
-Tak Jess, wiemy... - Ann podeszła do mnie, aby mnie przytulić, jednak ją odepchnęłam. Spojrzałam na nią ze złością. 
-Nie, nic nie wiecie! Ty masz jeszcze Perciego i przyjaciół tutaj z obozu, a ja nigdy nikogo takiego nie miałam! Byłam inna, pochodziłam z Hiszpanii, a do tego jeszcze ruda! Może i byłam popularna, bo mój ojciec jest znanym piłkarzem, jednak nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół! Dopiero, kiedy pojechałam z tatą na Florydę i niechcący poznałam Luke'a... - nie miałam już dłużej siły, aby powstrzymywać łzy i po prostu pozwoliłam im wypłynąć. Miałam już dość udawania, że jestem szczęśliwą bogatą nastolatką, ze sławnym ojcem. Usiadłam na łóżku, nie przejmując się, że oni nadal tu są. Octo podszedł do mnie, i skomląc cicho, złożył głowę na moich kalanach. Mówiąc bardziej do siebie, niż do nich, wyszeptałam jeszcze jedno krótkie zdanie. - Ja chyba go kochałam... 
<Annabeth> 
Kiedy to usłyszałam, nagle wszystko jakby się wyjaśniło. Już zrozumiałam, że sen, który opowiedział mi Percy, był naprawdę wspomnieniem Jessie. Okropnie bolesnym wspomnieniem, które powracało i nawiedzało ją w koszmarach. Gestem pokazałam Perciemu, aby wyszedł, a sama usiadłam na łóżku koło dziewczyny. 
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze, uda się uratować Luke'a. Kiedy tylko Chejron dowie się o przepowiedni, zaraz puści cię na misję. A ja, jeśli tylko będziesz chciała, pójdę z tobą, obiecuję - mocno ją uścisnęłam. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała mi z wdzięcznością w oczy. 
-Dziękuje... Percy powiedział, że też chce pójść ze mną... Wy jesteście razem, prawda? - gwałtownie zaprzeczyłam, lekko się przy tym czerwieniąc. - A szkoda, powinniście być razem, pasujecie do siebie - uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, a ja mocniej zagryzłam wargi. Walczyłam z myślami, chcąc jej coś powiedzieć, zaraz jednak stwierdziłam, że jeszcze na to za wcześnie. Nagle zauważyłam, że Jessie przygląda mi się uważnie. 
-Ty znałaś Luke'a, prawda? Znałaś go, zanim stał się zły - było to bardziej twierdzenie, niż pytanie. Powoli kiwnęłam głową. Dziewczyna, patrząc na mnie uważnie, kontynuowała. - On wcale nie jest zły! On jest... Po prostu inny. Przecież go znasz, chyba nawet najlepiej, nie licząc Thalii. Ja też go znam, nawet bardzo dobrze. I wiem, że się nie zmienił. Dalej jest tym samym Luke'iem, którego poznałaś, kiedy miałaś 5 lat i uciekłaś z domu. On dalej jest taki sam. Tylko ten prawdziwy Luke jest głęboko ukryty! - mówiąc to, cały czas patrzyła mi w oczy, a ja, mimo wszystko, zaczęłam jej wierzyć. Percy opowiedział mi ten sen, kiedy Luke oddał za nią życie, a to tylko potwierdzało prawdziwość jej słów. Zauważyłam, że kiedy powiedziała już wszystko, co jej leżało na sercu, na jej twarz znów powrócił uśmiech. - Przepraszam, że przeze mnie spóźniłas się na śniadanie, ale musiałam ci to wszystko powiedzieć! - uśmiechnęła się przepraszająco. 
-Nie spóźniłyśmy się, po prostu Perciemu przestawił się zegarek i obudził mnie o 5 rano. Teraz jest około 7, więc do śniadania masz jeszcze pół godziny. 
-No to spoko, dam radę jakoś się ogarnąć - puściła mi oko. - A tak z ciekawości, Percy zawsze jest taki nieogarnięty? To jest tak w sumie, na swój sposób słodkie. 
-No troszeczkę - spłonęłam rumieńcem, jednak spojrzałam na Jessie ze śmiechem - No ale właśnie za to go kocham! 
-Wiedziałam, wiedziałam, skąd ja to widziałam - Jess zaczęła skakać po pokoju i śpiewać, a ja zwijałam się ze śmiechu. Tak, to prawda, kocham tego naszego Glonomóżdżka i wreszcie się do tego przyznałam. Potem dziewczyna poszła do łazienki wziąć szybki prysznic, a ja zaczęłam bawić się jej iphonem. Kiedy natrafiłam na jej słitfocie z jakimś chłopakiem, mimowolnie wybuchłam śmiechem. Jess, zaciekawiona, o co może chodzić, wyszła z łazienki tylko owinięta ręcznikiem. Ze śmiechem pomyślałam, że gdyby Percy tu był, z pewnością nie mógłby przestać się gapić na jej długie nogi. Była moją przyjaciółką, teraz byłam już tego absolutnie pewna, jednak w takich chwilach widziałam, że jest ode mnie o wiele ładniejsza i to trochę bolało. Potrząsnęłam głową, aby przestać o tym myślec i ze śmiechem pokazałam jej zdjęcie. 
-To twój chłopak? - śmiesznie poruszyłam brwiami. 
-Nieeeeee - Jessie też się uśmiechnęła. - To tylko Junior. 
-Czyli? 
-Cristiano Ronaldo Junior. Po prostu kumpel. Ostatnio rzadko się widujemy, a szkoda, bo on jest świetny. Tylko, że jego tata za bardzo nie przepada za moim... - zmarszczyła brwi. - No ale nieważne. Wyjdziesz na chwilę? Chciałabym się przebrać - uśmiechnęła się rozbrajająco. Wychodząc z domku, wpadłam na oniemiałego Perciego, stojącego w progu. Kiedy na niego wpadłam, wykrztusił tylko jedno zdanie, uśmiechając się przy tym głupkowato, pijany ze szczęścia.
-Ann, ty mnie kochasz! A Jess chodzi z synem najlepszego piłkarza świata! 
<Percy> 
No dobra, wiem, że nie powinienem podsłuchiwać dziewczyn, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać. W sumie to nie wiedziałem, że dowiem się tylu ciekawych rzeczy. Cały mój misternie ułożony plan posypał się jednak, kiedy Ann na mnie wpadła. Oczywiście musiałam odezwać się jakoś mało inteligentnie, przecież nie byłbym sobą, gdybym powiedział sensownego. Dziewczyna spojrzała na mnie groźnie i minęła mnie w drzwiach. Postanowiłem to zignorować i, nadal głupkowato się uśmiechając, zapytałem do domku numer 8. 
-Właź, Glonomóżdżku - Jess powitała mnie ze śmiechem. Chyba musiała być świadkiem sytuacji z Annabeth. Miała na sobie krótkie dżinsowe szorty (nawet bardzo krótkie, gdyby ktoś mnie pytał o zdanie), które podkreślały jej długie nogi, pomarańczowy obozowy podkoszulek i zieloną bluzę z kapturem. Włosy związała w wysokiego kucyka, a na nogi włożyła czerwone trampki za kostkę. Na jej nadgarstku zauważyłem branzoletkę charms, z różnymi kolorowymi zawieszkami. Jedna była w kształcie łuku z napiętą strzałą, druga przypominała miecz, a jeszcze inna sztylet. Byłem niemal pewny, że nie jest to zwykła bransoletka. W końcu Jess spojrzała na mnie wyczekująco. 
-Twój zegarek jest tylko tarczą, czy pokazuje też godzinę? Bo nie chcę nic mowić, ale za 4 minuty śniadanie! - nie zastanawiałem się nawet, skąd wie, że mój zegarek to tarcza, bo starałem się ją dogonić. Była bardzo szybka, bardzo łatwo zostawiła mnie z tyłu. Ciągle musiałam sobie przypominać, że to dlatego, że jest córką jedynej bogini, która zamiast siedzieć na tyłku na Olimpie i jeść winogrona, woli polatać sobie po lesie i pozabijać potwory. Aaa, no i jeszcze piłkarza. Po prostu idealne DNA! Kiedy już dobiegliśmy na miejsce, ja cały zasapany, Jess jakby wogóle jej to nie obeszło, spojrzałem na nią groźnie. 
-Jeszcze zobaczymy, co będzie, kiedy będziemy się ścigać po wodzie - nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie ze śmiechem i usiadła przy własnym stoliku. Mieliśmy szybko zjeść śniadanie, a potem lecieć do Chejrona, zanim znowu gdzieś zniknie. Przy stole siedziałem jakiś taki nieobecny. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos ogólnego podniecenia. Podniosłem głowę i zobaczyłem tłum ludzi zgromadzonych dookoła stolika Artemidy. Szybko upewniłem się, czy orkan pod postacią długopisy nadal znajduje się bezpiecznie w mojej kieszeni i pełen najgorszych przeczuć wstałem i ruszyłem w tamtym kierunku. Jakoś przepchnąłem się przez tłum i stanąłem u boku Jess. Stała z rękami na biodrach, patrząc wrogo na jakiegoś wielkiego chłopaka od Aresa. Był od niej o głowę wyższy o trzymał rękę na rękojeścią miecza. Tuż obok Jessie stał warczący Octopus. Nagle usłyszałem głośny głos Chejrona, który patrzył na nas z wyrzutem. 
-Jamesie, może wytłumaczysz mi, co się tutaj stało? - Aha, więc chłopak ma na imię James. Już go nie lubię. 
-Ten jej kundel ugryzł mnie w rękę! - dopiero teraz zauważyłem, że skóra na jego dłoni jest lekko rozdarta. 
-No cóż, może nie lubi się, jak się go kopie? - Jess zmroziła go wzrokiem. - Na jego miejscu, zrobiłabym to samo! 
-Jessico - Chejron spojrzał na nią groźnie, wiec była już cicho. Spojrzała na mnie i wymownie przewróciła oczami. 
-No tak tak, rób teraz słodkie oczka do swojego kochasia, żeby cię wybronił z trudnej sytuacji! - wypalił cały czerwony na twarzy James. A potem nagle stało się coś dziwnego. Zanim zdążyłem choćby ruszyć palcem, James leżał na ziemi i zwijał się z bólu, trzymając się wymownie za czułe miejsce. Chejron, który chyba jako jedyny starał się powstrzymać śmiech, spojrzał na niego ze współczuciem. 
-Czy wszystko w porządku, Jamesie? - James, ze łzami w oczach, gwałtownie zaprzeczył. - No cóż, jak przestaniesz zwijać się z bólu, przyjdź proszę do wielkiego domu, postaram pomóc ci jakoś z tą ręką. Ale muszę przyznać, że sam się o to prosiłeś. Nigdy nie należy zadzierać z córką Artemidy, zapamiętaj to sobie. Dobrze, teraz wszyscy do zajęć! Rozejść się! A Jessicę, Perciego i Annabeth proszę o pójście za mną, musimy poważnie porozmawiać. 
Przechodziliśmy przez tłum śmiejących się i oklaskujących Jess obozowiczów. Prawie każdy chciał pogratulować, albo chociaż przybić piątkę z dziewczybą, która kopnęła syna Aresa w ja... przyrodzenie, że się tak ładnie wyrażę. Kiedy dotarliśmy do braci Hood, którzy wrzeszczeli "Torres na prezydenta!", Jess skinęła głową i mocno ich uścisnęła, co nie uszło uwadze mojej i Ann. 
-Dobra, teraz przyznaj się, co za szatańskie plany masz razem z Hoodami? - Ann podniosła jedną brew. 
-Nic takiego, naprawdę! 
-Nie kłam Jess, nie zdradzasz chyba swojego idealnego chłopaka, nieprawdaż? - spojrzałem na nią ze śmiechem. Zaraz jednak spoważniałem, ponieważ Jess spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić. Albo przynajmniej podzieliłbym los Jamesa. W sumie nie wiem nawet, która z tych dwóch opcji była gorsza. 
-Jackson, weź się odwal, Junior nie jest moim chłopakiem. Aha, i jeszcze jedno, najlepszym piłkarzem świata jest MESSI, nie Pedaldo! - spojrzała na mnie ze złością i przyspieszyła kroku. Spikerem pytająco na Annabeth, jednak ona tylko wyruszyła ramionami. 
-Lepiej się nie mieszaj, może chciałaby, żeby byli parą albo coś. Albo kocha kogoś innego... 
-Ale że mnie? Na pewno nie mnie! Przecież ty mnie kochasz! - uśmiechnąłem się głupawo, za co oberwałem od Ann pięścią w brzuch. Okey, trzeba zapamiętać na przyszłość, nie gadać z dziewczynami o miłości, bo można mocno oberwać. Z trudem łapiąc powietrze, powlokłem się za nimi. O bogowie, czemu życie jest takie ciężkie? 
~~~~~
W sumie nie mam pomysłu, co tu napisać ;) Chcę tylko podziękować, za komentarze pod poprzednim postem i zapewnić, że o Percabeth jeszcze będzie ;* Aha, i przypominam jeszcze, że 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ ;> 

10 komentarzy:

  1. Dzieki za Percabeth
    Percabeth = forever <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet spoko rozdział, chociaż nie ogarniam, czemu dałaś tu syna Ronaldo, skoro go nie lubisz -,-

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu stwierdziłam, ze tak będzie fajniej, gdybys przeczytał/a notkę "o mnie" wiedziałbyś, że ja do Realu nic nie mam ;P Oprócz tego, od hejtów jest ask

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział <3
    Jessica bardzo szybko odnalazła się w Obozie Herosów... ;D

    wiem, że powinnam to napisać pod III rozdziałem, ale jak wiesz coś było nie tak i moje komentarze znikały O.o więc napiszę to tutaj:
    skąd Jessica od razu wiedziała, że ten głos był tylko w jej głowie i należał do Octopusa???
    w jakim sensie jest podobna do Luke'a?
    skąd wiedziała o czymś takim jak "misja"?

    ciekawa jestem jak wszystko tak szybko ogarnęła XD

    czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieeeee... A JA LICZYŁAM, ŻE JESS BĘDZIE Z PERCY'M!!! Biedna ja!
    A ogólnie to rozdział super ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ulżyło mi. Percabeth razem ( chyba i prawie) ale to tzw. 1 krok. Bogom dzięki

    *Anka

    OdpowiedzUsuń
  7. ♡♥♡♥♡Twoje rozdziały!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudne <3

    ~~ponny

    OdpowiedzUsuń