poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział VII (seria I)

<Jessica> 
Może zachowałam się trochę chamsko, ale to on zaczął! Nie moja wina, że gościu mnie strasznie wkurza. I jeszcze mi tu zaczyna grozić, że mnie zmiażdży podczas zdobywania sztandaru. Też coś! Znając życie, cała gra będzie odbywała się w lesie. A w lesie raczej trudno mnie znaleźć, a co dopiero złapać. Dlaczego? Już wyjaśniam. Od kiedy Pan, duch dzikiej przyrody naprawdę odszedł, to moja matka sprawuje władzę nad naturą. A więc ja też mam wiele fajnych umiejętności. Mogę rozmawiać ze zwierzętami i oswajać je. Mogę też zmuszać je, aby coś zrobiły, jednak tylko wtedy, kiedy robię to dla ich dobra. Mam też władzę nad roślinami, ale nie taką jak Demeter czy Dionizos, że pomagam im rosnąć, tylko mogę nimi poruszać. Gałęzie i liany służą wtedy jako przedłużenie mojej ręki. Oprócz tego jestem bardzo szybka i zwinna i umiem chodzić po drzewach. Doskonale strzelam z łuku, walczę mieczem i posługuję się chyba każdą możliwą bronią, nawet jeśli wcześniej na oczy jej nie widziałam. Potrafię też leczyć rany bitewne i bardzo trudno mnie zranić, nawet, jeśli nie mam na sobie zbroi. W sumie chyba jeszcze nigdy nie walczyłam w zbroi. Ruszyłam do domku, aby się jakoś przygotować, bo zaraz rozpoczynała się gra o sztandar. Broń miałam dobrą, wszystko, od łuku przez miecz i sztylet, aż po włócznię, było przyczepione do mojej bransoletki. Pamiętam, że od zawsze miałam ją na ręce i nie ściągałam nawet do kąpieli. Ruszyłam w kierunku szafy, aby w coś się ubrać. Hmmmm, pomyślmy... Co mi zawsze przynosiło szczęście? Z dna torby wygrzebałam opadającą na jedno ramię srebrną koszulkę z białym wyjącym wilkiem na tle księżyca i napisem Daughter of the Moon. Była niezwykła, ponieważ w ciemności świeciła jak światło księżyca. Chociaż dostałam ją od taty w wieku chyba 3 lat, dalej jest na mnie dobra, jakby rosła razem ze mną. To właśnie w niej byłam, kiedy pierwszy raz spotkałam Crisa (Juniora) i na koncercie, gdy poznałam Luke'a. Zawsze przynosiła mi szczęście, niech tak będzie i tym razem. Do tego jeszcze moje ukochane czarne rurki, trampki i byłam gotowa. Stając przed lustrem, aby zapleść praktycznego opadającego na jedno ramię warkocza, zdałam sobie z czegoś sprawę. Daughter of the Moon - Córka Księżyca. Artemida tak jakby JEST księżycem. A wilk na koszulce dziwnie przypominał Octopusa. Z całą pewnością był strażnikiem. Czyżby to było...? Jeszcze raz spojrzałam w lustro i dostrzegłam tam cień jakiejś rudej dziewczyny z zielonymi oczami, mniej wiecej w moim wieku, może rok starszą. Patrzyła na mnie z uśmiechem. Odwróciłam się, jednak jej tam nie było. Była tylko w lustrze. A jej rysy był jakieś dziwnie znajome, jakbym ją skądś znała. Nagle w mojej głowie zapaliła się mała żaróweczka. Już wiem, dlaczego jej rysy wydawały mi się znajome. To były MOJE rysy! Więc dziewczyna stojąca obok mnie musiała być moją matką. Artemida. Spojrzałam na nią z obawą. Czy nawrzeszczy na mnie, że jej nie poznałam? Na szczęście tylko uśmiechała się przyjaźnie. Chciałam coś do niej powiedzieć, ale nie wiedziałam, jak zacząć. No dobra, do odważnych świat należy. Postanowiłam zaryzykować. 
- Cześć yyyyy... Mamo? 
- Witaj Jess, ale proszę cię, nie mów na mnie mamo - roześmiała się.
- No dobra - również się roześmiałam. - To trochę dziwne mowić mamo do kogoś, kto jest mniej wiecej w twoim wieku! 
- Tak naprawdę mam kilkanaście tysięcy lat, ale wiem o co ci chodzi. - uśmiechnęła się zabawnie i puściła mi oko. Zupełnie nie wygladała teraz jak matka, raczej jak starsza siostra. - Zaraz masz zdobywanie sztandaru, prawda? 
- Nooooo... I nie mam pojęcia, jak się ubrać... 
- Masz własną zbroję? - zaprzeczyłam.
- Nigdy jeszcze nie walczyłam w zbroi, trochę się boję, że będzie dla mnie za ciężka... 
- O to się nie martw - Artemida uśmiechnęła się przyjaźnie. - Muszę już iść, ale kiedy zniknę zajrzyj do szafy. Znajdziesz tam mały prezent ode mnie. Może okazać się bardzo praktyczny. 
- A co to takiego? - byłam bardzo zaciekawiona. 
- Zobaczysz - puściła mi oko. - Powiem tylko tyle, że radzę zawsze mieć ją przy sobie. Aha, jeszcze jedno, nie zawsze wyglada tak samo. Zeus mnie zabije, że tak cię rozpieszczam, ale mam tylko Ciebię  - puściła mi oko. - Dobra słońce, ja spadam, cześć! 
- Cześć mamo - odwzajemniłam uśmiech, ale jej już nie było. Szybko pobiegłam do szafy i wyjęłam z niej białą zamszową kurteczką. Miała kolor świeżego śniegu i była bardzo lekka, zastanawiałam się, dlaczego może być dla mnie bardzo pożyteczna, gdy nagle zrozumiałam. Ta kurtka ma mi służyć zamiast zbroi! Odczepiłam od branzoletki nóż i rzuciłam nim w kurtkę. Nóż odbił się od niej, nie pozostawiając nawet najmniejszego śladu. Spróbowałam jeszcze z mieczem. Rownież bez rezultatu. Kiedy od kurtki po kolei odbił się również sztylet, włócznia i strzały, stwierdziłam, że to chyba najlepszy prezent jaki dostałam. No prawie najlepszy, na pierwszym miejscu był oczywiście Octo. Ale kurtka była zaraz za nim, na równi z branzoletką. Spojrzałam na Octopusa, który drzemał spokojnie na moim łóżku, nie zwracając uwagi na walające się dookoła niego ciuchy. Kiedy wyczuł moje spojrzenie, leniwie otworzył oczy. 
- Ooooo, nowa kurteczka! Ładnie ci w niej! - uśmiechnął się i wesoło zamerdała ogonem. 
- Podoba ci się? Jak dla mnie jest cudowna! I służy jako zbroja! Wiesz może, z czego została zrobiona? 
- Hmmm - Octo podszedł bliżej i powąchał kurtkę. - Nie jestem pewien, ale chyba ze skóry tego lwa, no jak mu tam, tego, co go zabił Herakles. 
- Z lwa nemejskiego? Ale ekstra! Ale jakim cudem Artemida zrobiła z niego tą cudowną kurteczką? 
- Nie mam pojęcia, ale jest boginią, więc raczej jakoś dała radę? Skóra tego lwa jest odporna na wszelkie ciosy, praktycznie nie zniszczalna... Kiedy ją masz już mnie nie potrzebujesz... - wilk położył się na podłodze i spojrzał na mnie oczami zbitego psa. Klęknęłam koło niego i podniosłam jego głowę tak, że patrzył mi w oczy. 
- Octo, zawsze będę cię potrzebować, przecież jesteś moim przyjacielem! Obiecałam ci, że już na zawsze będziemy razem, aż do śmierci jednego z nas i zamierzam dotrzymać słowa! To, że kurtka będzie mnie chronić od ciosów, nie znaczy, że nie potrzebuję kogoś, do kogo zawsze będę mogła się przytulić i kto mnie zawsze wysłucha! Jesteś dla mnie prawdziwym przyjacielem i największym skarbem jaki tylko mogłam mieć! 
- Naprawdę? - Octo spojrzał na mnie a w jego oczach tańczyły już wesołe iskierki. - No to chodźmy stłuc kilku debili! 
- Chwilka, muszę najpierw to wszystko ogarnąć! - wybuchłam radosnym śmiechem. Na szczęście Octo wrócił już do normalnego stanu. 
- Sprzątanie chyba będzie musiało chwilkę poczekać - w drzwiach stał roześmianych Percy a tuż za nim uśmiechnięta Annabeth. - Szybko zgarnij jakąś broń i lecimy skopać tyłki kilku debilom! 
- Dobra, sekundę... - zamknęłam oczy i delikatnie potrząsnęłam ręką na której miałam branzoletkę. Kiedy je otworzyłam, wszystkie bronie znajdowały się już na swoim miejscu. Spojrzałam na przyjaciół. Obydwoje mieli na sobie zbroje a Ann trzymała pod pachą chełm z niebieskim pióropuszem. 
- Masz, może ci się przydać - podała mi go. 
- Dzięki, ale chyba poradzę sobie bez niego. 
- Jesteś pewna? Przecież nie masz nawet zbroi? - Annabeth nie wygladała na przekonaną. - Wszyscy będą w takich chełmach, służy to rozpoznawaniu swojej drużyny. 
- Nie ma mowy Ann, ja tego nie włożę. 
- Ale... 
- Ann, wrzuć na luz, przecież tak na serio, to nikt nie nosi tych chełmów! - do rozmowy wtrącił się Percy. - Ann zawsze próbuje wcisnąć te chełmy wszystkim młodym, aby sobie nic nie zrobili. A tak naprawdę, jak się dostanie w głowę to i tak nic nie pomaga. A do rozpoznawania drużyny służą szarfy. Po prostu musisz ją sobie gdzieś zawiązać w widocznym miejscu i po sprawie - podał mi błękitną szarfę pokazując jednocześnie swoją zawiązaną na ramieniu. Spojrzałam na Ann, która miała taką samą. Percy poczekał, aż zawiążę swoją i spojrzał na nas z zadowoleniem. - Dobra, to teraz możemy ruszać! Naprzód drużyno! Do głównego miejsca zbiórki! - zawołał entuzjastycznie a my z Annabeth strzeliliśmy synchronicznego facepalma. 

<Percy> 
Dziewczyny patrzyły na mnie jak na idiotę, jednak nie zamierzałem się tym przejmować. Wielkimi krokami zbliżało się zdobywanie sztandaru, a ja miałem chytry plan. Plan brzmiał następująco - ja z Ann i Jess wyruszamy po sztandar przeciwnej drużyny a Travis i Connor Hoodowie stanowią naszą obstawę. Reszta drużyny broni naszego sztandaru. Kiedy my przedzieramy się przez las w kierunku ich sztandaru, nagle "przypadkiem" spotykamy Jamesa i resztę ludzi z domku Aresa. On atakuje Jess a ja pomagam jej go pokonać i przy okazji bronię dziewczyny (przy okazji muszę walczyć lepiej od Luke'a) a Hoodowie mi pomagają. Kiedy James i spółka zostają pokonani, pomagam dziewczynom wstać i leczę ich rany za pomocą wody. Następnie zdobywam sztandar i tuż przy granicy oddaję go domkowi Hermesa, upewniając się, że dziewczyny patrzą. A potem jest wielka wspaniała uczta a Jess opowiada wszystkim, jaki to jestem wspaniały i jak ją uratowałem. A potem muszę oblać Jess wodą (ten ostatni punkt dodałem sobie jako zemsta za wygranie ze mną w bieganiu) i nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. A następnego dnia wyruszamy na misję uratowania Luke'a... No i tu wszystko się wali! Jessie chyba zauważyła, że coś mnie trapi, bo położyła mi rękę na ramieniu i uśmiechnęła się.  
- Nie martw się, Glonomóżdżku, wygramy, nie ma innej opcji! A ten nażelowany tuman zostanie wywrócony na drugą stronę i dany do zjedzenia Pani O'Leary! 
- No przecież... - chciałem coś odpowiedzieć, bo przerwał mi dudniący głos Chejrona. 
- Zasady znacie, jednak je przypomnę, ponieważ słyszałem, że niektórzy mają jakieś mordercze zamiary - tu spojrzał znacząco na Jess, która wyszczerzyła się w uśmiechu, pokazując rząd idealnie białych zębów. - NIE ZABIJAMY SIĘ WZAJEMNIE! Więc, panno Torres, NIE POWINNAŚ wywracać Jamesa na drugą stronę i dawać go do zjedzenia udomowionemu piekielnemu ogarowi, bo to do jak najbardziej zalicza się do śmierci. Więc jeśli to zrobisz, będziesz miała do czynienia z Panem D. A on nie jest uprzejmy, jeśli chodzi o wypełnianie papierkowej roboty! Oprócz tego możecie używać wszystkich magicznych przedmiotów. A więc do dzieła i niech los zawsze wam sprzyja! - rozległ się dźwięk konchy i wszyscy zgromadzili się, aby ostatni raz przedyskutować plan. Pomachałem do bliźniaków, a oni, szczerząc się, podbiegli do nas. 
- No więc dziewczęta, plan jest taki, my w piątkę idziemy na atak i zdobywamy sztandar a reszta drużyny broni naszego - uśmiechnąłem się, posyłając znaczące spojrzenia Hoodom. Annabeth chyba to zauważyła i zaczęła się wściekać. 
- Plan powstał oczywiście bez naszego udziału, chociaż wszyscy wiedzą, że jestem najlepszym strategiem na całym obozie, tak? - warknęła. 
- Yyyy... - zrobiłem minę debila, i chyba tylko to jakoś uratowało mnie od odpowiedzi. Ann spojrzała groźnie na Hoodów, którzy uśmiechali się w podejrzany sposób. 
- To też wasz pomysł, prawda? 
- Nie, on wymyślał - odparł Connor puszczając oko do Jess, która ostentacyjnie, ale ze śmiechem, przewróciła oczami. 
- Wyluzuj Ann, Keep Calm. Wy sztandar i tak macie, więc nic się nie stanie, jeśli ich plan zawali. Oprócz tego, kto powiedział, że nie można zmieniać planów? - spytała z błyskiem w oku. Ann spojrzała na nas wszystkich, mamrocząc coś o tym, z kim ona żyje i wzruszyła ramionami. 
- Dobra, niech wam będzie - westchnęła głośno. - Więc jaki macie plan? 
- Ja chodzę najciszej i umiem chodzić po drzewach, więc będę zwiadowcą. Ma ktoś coś przeciwko? - spojrzała na nas uważnie. Ktoś, kto przeciwstawiłby się jej teraz, musiałby być albo bardzo odważny albo samobójcą.  Wszyscy zgodnie wzruszyli ramionami, tym samym się zgadzając. 
- Okey, a potem co? - spytała z wahaniem Ann. 
- Idziemy na spontan - Hoodowie wyszczerzyli się do nas a Ann strzeliła facepalma. 
- Chodziło mi raczej o jakiś SENSOWNY plan! Jess, jakiś pomysł? 
 - Idziemy na spontan - Jess uśmiechnęła się w taki sam sposób jak Hoodowie. Chciałem coś powiedzieć, jednak Ann spojrzała na mnie wrogo, więc się zamknąłem. 
- Ciebie nawet nie pytam, Glonomóżdżku! Całe szczęście, że jesteście tu ze mną... Atena zawsze ma plan! 
- Taaa, a Ares idzie na żywioł i zwykle wygrywa - Jess spojrzała na nią cynicznie a Travis, który właśnie pił wodę ze strumienia aż się zakrztusił. Annabeth odwzajemniła jej spojrzenie. 
- Jakiś dowód? - spytała hardo, a jej oczy niemalże waliły piorunami. 
- Kojarzysz morze taki kraj jak Polska? - Jess wytrzymała jej spojrzenie. 
- Pfff! Jasne, że kojarzę! Przecież to tam głownie rozpoczęła się II Wojna Światowa, zapoczątkowana przez Aresa podczas pomocy Niemcom i Rosjanom w najeździe na Polskę, a Atena wspierała Polaków! 
- No i właśnie o to mi chodziło. Chociaż nie do końca. - Jess uśmiechnęła się z satysfakcją. - Atena wspierała walczących w dobrej sprawie Polaków a mimo to wygrali Niemcy. Polacy kiedy walczyli, kierowali się sercem, chcąc obronić swój kraj a Niemcy mordowali z zimną krwią, nawet małe dzieci. No i tak w dużym skrócie, wygrali Niemcy, ponieważ w czasie wojny Atena nagle obraziła się na Polaków, za to, że jeden z nich nie odwzajemnił jej miłości i przestała się w to mieszać. Zabrała im wszystkie plany, broń, amunicję... Jednak Polacy dalej walczyli, bez żadnych planów, rozwalając Niemcom szyby w sklepach i rzucając w nich podpalonymi butelkami z benzyną. Jak już pewnie wiesz, albo przynajmniej się domyślasz, bez wstawiennictwa Ateny Polska nie miała żadnych szans, jednak się nie poddała. Wiesz czemu? - Annabeth słuchająca jej wywodu z otwartymi ustami automatycznie pokręciła głową. - Nie poddali się, ponieważ kochali swój kraj i mimo beznadziejnej sytuacji walczyli dalej! Bez żadnego planu! Bez pomocy obrażonej Ateny! I wiesz co? W końcu odnieśli sukces! A morał z tego jest prosty i niektórym znany, jak chcesz coś osiągnąć to miej w dupie plany i idź na żywioł! Przecież zwykle i tak nic nie idzie zgodnie z planem! - Ann patrzyła na nią jak na kosmitę, głęboko wstrząśnięta. Widać było, że jest już blisko, aby dać się przekonać, więc Jessica, z chytrym uśmiechem na twarzy, dowaliła kolejny, już ostatni argument. - Myślisz, że Artemida i łowczynie działają według jakiegoś planu? - Annabeth krzyknęła cicho i schowała twarz w dłoniach, właśnie cały jej światopogląd legł w gruzach. Podszedłem do niej i położyłem jej rękę na ramieniu. Chciałem ją przytulić, ale bałem się jej reakcji. No i wkurzonej Ateny, która mogła mnie rozwalić w jakiś wyjątkowo skomplikowany i bolesny sposób. Jess spojrzała na mnie ze śmiechem i wyciągnęła ręce do Ann, która z płaczem wpadła jej w ramiona. Potem przez chyba jakieś milion lat piszczały, ściskały się, płakały, przytulały, śmiały i już nie wiem co jeszcze. Już totalnie nie ogarniam tych dziewczyn, na początku skaczą sobie do gardeł a zaraz potem przepraszają i mówią, jak bardzo się kochają. Moje rozważania przerwała nagła cisza i zniknięcie dziewczyn. Spojrzałem na zdziwionych bliźniaków i jeszcze raz przetarłem oczy - dziewczyn nadal nie było. Travis i Connor byli tak samo zaskoczeni jak ja. Przecież jeszcze przed chwilą tu stały i wydawały z siebie dziwne dźwięki a teraz ich nie ma! Musiałem wyglądać wyjątkowo głupio, bo nagle rozległo się ciche parsknięcie i tuż przede mną zmaterializowała się Annabeth, ściskając w dłoni swoją bejsbolówkę. No tak, czemu o tym nie pomyślałem? Przecież Ann mogła stać się niewidzialna! To jednak w dalszym ciagu nie wyjaśniało sprawy, gdzie jest Jessie. Annabeth jakby czytała mi w myślach. Ruchem głowy pokazała bliżej nieokreślony kierunek. Kiedy tam spojrzałem, dostrzegłam Jessicę sprawnie balansującą na gałęziach drzew kilkanaście metrów nad ziemią. Kiedy zobaczyła, że ja i bliźniacy patrzymy się na z szeroko otwartymi ustami, uśmiechnęła się do nas przelotnie i skoczyła w dół. Zasłoniłem ręką oczy. Wolałem raczej nie patrzeć, jak bliska przyjaciółka roztrzaskuje się o ziemię, jednak w ostatniej chwili Jess zrobiła salto i lekko jak piórko opadła na ziemię tuż obok mnie. Rzuciłem się na nią, aby ją uścisnąć, jednak odsunęła mnie na odległość ręki. Widać było, że coś ją trapi. 
- Co jest? - Ann ochłonęła jako pierwsza. - Gdzie byłaś? Długo cię nie było... - spojrzałem na Ann jak na wariatkę. Długo? Nie było jej raptem kilka sekund. No może minuta, ale tak maksymalnie.
- Wiem... Byłam tam, kilka kilometrów po drugiej stronie strumyka. Nie wygląda to za dobrze... 
- No ale o co chodzi? - powiedziałem chyba trochę bardziej piskliwie, niż tego chciałem. Przyznaje, zacząłem troszkę panikować. No ale kto nie panikowałby w takiej sytuacji? Jess spojrzała na mnie, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności. 
- No tak w dużym skrócie, podczas każdej bitwy o sztandar atakują was chimery? 
~~~~~
Jak obiecałam, rozdział jest juz dzisiaj (chociaż "już" to pojęcie względne, ponieważ poprzedni był ponad tydzień temu) Chcę go dedykować tym wszystkich, którzy przeczytali i skomentowali poprzedni post :) Komentarzy było aż 12!!! Czyli aż o 5 wiecej, niż pod jeszcze poprzednim postem, który miał najwiecej komentarzy ;) Jesteście kochani <3 Mam nadzieje, że dalej będziecie tak pięknie komentować, bo to bardzo motywuje (ci, którzy sami też piszą blogi, chyba już o tym wiedzą ;>) A co do Percabeth to mam dylemat: część z was chce, aby było, a część, aby Percy był z Jess (czyli żeby było Percica albo Jessy XD) i już nie mam pojęcia co zrobić :c Nie chcę was zawieść, ale co do Jessie mam już pewne plany :* Mogę tylko obiecać (dla tych, którzy są przeciw Percabeth), że nie będzie tylko ciągle "Och Percy, jak bardzo cię kocham! Och Annabeth, ja ciebie bardziej!" bo mnie takie rzeczy tez strasznie wkurzają ;) Przyopinam jeszcze tylko, że 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

chociaż chyba nie trzeba wam tego przypominać ;*

15 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. <3
    Czekam niecierpliwie na next!
    Laciata <3
    P.S dziękuję za miły komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam jutro urodziny i życze sb Percabeth <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, NIE! Nie zgadzam się z cocacola2310! Jak napisałam w poprzednich komentarzach; JESS MA BYĆ Z PERCYM! Oczywiście nie bierz mnie za jakąś wariatkę ;) Ja ci tylko sugeruję xD
    Oczywiście czekam na następny rozdział i zapraszam do mnie (wejdziesz w mój profil i tam masz moje blogi, w tym jeden o herosach)
    Ala :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Do Laciata: Bardzo dziękuję, ale ty naprawdę fajnie piszesz :3
    Do cocacola2310: Skoro masz urodziny, to postaram się dodać specjalnie dla ciebię jakieś elementy Percabeth, chociaż na jutro raczej się nie wyrobię ;*
    Do Alice_Alis: Jess z Percym raczej nie będzie, ponieważ mam co do niej inne plany ;* Chociaż może... Same jeszcze nie wiem ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny ^^
    Masz super pomysły :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    GrÓcHa

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać kolejnego! Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. UWAGA!!! PONIEWAŻ NIE MAM POJĘCIA, CZY WOLICIE, ŻEBY BYŁO PERCABETH CZY NIE, DODAŁAM ANKIETĘ! BARDZP PROSZE O GŁOSY, BO CHCĘ, ŻEBY WSZYSCY BYLI ZADOWOLENI!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Super :-) :-) :-) :-) :-)
    Czekam na next !!!!!
    Luke i Jessica :-) :-P =-O ;-) B-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem zdecydowanie za Percabeth! A co do rozdziału, to genialny, boski, fantastyczny, przecudowny, superowy... mogłabym tak długo. W każdym razie mi się bardzo podobał. I te twoje teksty. POWALAJĄCE! Jesteś jedną z najlepiej piszących osób, jakie znam. Zakończenie naprawdę efektowne. Będę czytać na pewno.
    Krytyczka (chociaż niezbyt krytyczna :P)
    PS Wyraz może przez "ż".

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej! To jest GENIUS! I love your blog
    !

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy next :-) :-) :-) :-) ????????????????¿

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem jeszcze, bo na razie piszę prolog na mojego nowego bloga o Huncwotach (http://all-about-marauders.blogspot.com/ serdecznie zapraszam ;* ) a w piątek wyjeżdżam na kilkudniową wycieczkę klasową do Wiednia, więc też raczej nie dodam :/ Ale mam nadzieje, że potem już będę mogła napisać i dodać i jakoś tak za około tydzień powinien się pojawić :)
    PS.: Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział !!! Powinnaś napisac książkę :3 Oczywiście nie chcąc urażac Riccka Riordana ,jesteś od niego lepsza :*

    OdpowiedzUsuń
  14. cudowny rozdział *___* jak zawsze <3
    PERCABETH!!!!
    a Jess z Luke'iem ;*
    jaki synchron przy facepalmie XD
    Jess ma same fajne umiejętności ^^
    i przekonała Ann :O niezła jest XD

    czekam na nn XD

    OdpowiedzUsuń
  15. Nominowałam Cie do Libster Award :* Szczegóły na moim blogu w zakładce nominacje !

    OdpowiedzUsuń