<Jessica>
Miałam od razu iść do Chejrona, prosić o misję, jednak wszystko się pokomplikowało. Pan D. wyjechał sprawdzić, po której stronie są po mniejsze bóstwa. Chejron zniknął. Po prostu na kolacji oficjalnie nie przedstawił, a zaraz potem zniknął. Siedziałam samotna przy stole (nie licząc Octopusa, który ciągle narzekał na jedzenie) i posyłałam sobie z Percym głupie miny. Tak jak ja, siedział sam przy pustym stole. Jedząc kawałek placka zbożowego (dzisiaj było chyba jakieś drobne święto Demeter, przez co nie mogliśmy jeść mięsa i dlatego mój wilk tak marudził) patrzyłam z zazdrością na Annabeth, siedzącą wśród swojego rodzeństwa i żartującą z nimi. Chociaż nie należała do najstarszych, był grupową, ponieważ była tu chyba od zawsze. Posłałam Perciemu znudzone spojrzenie przez całą jadalnię i ziewnęłam. Trudno było zaprzeczyć, że było mi cholernie nudno. Gwizdnęłam na Octopusa, który niechętnie oderwał się od swojego owsianego i wyszłam z jadalni, przy okazji pokazując Perciemu gestem, że czekam na zewnątrz. Zamyślona wyszłam z jadalni. Nie zauważyłam nawet, że na kogoś wpadłam. A właściwie na dwie osoby. Dwóch identyczne wyglądających blond chłopaków przyglądało mi się z zaintetesowaniem.
-Oj, sorki, niechcący - uśmiechnęłam się do nich przepraszająco, nieświadomie poprawiając włosy. - Jakaś taka nieogarnięta jestem ostatnio.
-Nic nie szkodzi, nasza wina - jeden z bliźniaków, ten odrobinę niższy uśmiechnął się do mnie przekornie. - Travis i Connor Hood, od Hermesa. Zawsze do usług.
-No, jeśli chcesz komuś zrobić jakiś kawał, zawsze z chęcią pomożemy - wyszczerzył się drugi. - Ej, a to nie ty jesteś przypadkiem tą córką Artemidy? Bo sorki, ale trochę nie uważnie słuchamy - puścił mi oko. Przytaknęłam ze śmiechem. Nagle Connor wpadł na jakiś pomysł. Mogłabym się założyć, że na kilka sekund nad jego głową pojawiła się maleńka żarówczeczka.
-Ej, to może pomoglabyś nam w jednych kawale? Bardzo przydałby nam się ktoś, kto nasłałby wściekłe wiewiórki na domek Afrodyty - spojrzał na mnie porozumiewawczo. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Chłopaków polubiłam od początku (w sumie zawsze dogadywałam się lepiej z chłopakami niż dziewczynami), jednak średnio miałam ochotę na wypadanie w tarapaty już na samym początku. Miałam przecież wybłagać u Chejrona misję, a nikt przy zdrowych zmysłach nie wyśle na nią osoby, która od razu wpada w kłopoty. Od udzielenia odpowiedzi uratował mnie Percy, który zaszedł mnie od tyłu i położył mi ręce na ramionach. Błyskawicznie się odwróciłam, strącając jego ręce z ramion i spojrzałam na niego wyzywająco.
-Jakiś problem, Glonomóżdżku?
-Żaden problem, Wilcza Mamo - uśmiechnął się uroczo, a ja wybuchłam śmiechem.
-Wow, ale pojechałeś, serio, gorszego przezwisko jeszcze nigdy nie słyszałam, wodoroście jeden! - lekko popchnęłam go w ramię.
-No ej, aua, to bolało, zrobił obrażoną minę. - Zadarłaś z synem Pana Mórz! Teraz musisz ponieść tego konsekwencje! - podniósł mnie do góry i przerzucił sobie przez ramię, przybijając piątkę z braćmi Hood. Starałam się wyrwać, jednak za bardzo się śmiałam. Percy zagwizdał cicho i nagle, niewiadomo skąd, pojawił się piękny czarny pegaz.
-Siema szefie, jakiś problem? - Pegaz spojrzał na mnie i zarżał cicho. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że śmiał się ze mnie. Spojrzałam na Perciego z udawaną złością.
-Mógłbyś mnie łaskawie puścić! To porwanie! I jeszcze Octopus gdzieś zniknął! - prychnęłam i spojrzałam na śmiejącego się Perciego wilkiem.
-No wiec widzisz Mroczny, musisz mi pomóc w porwaniu tej oto tutaj obecnej córki Artemidy - puścił do niego oko. Mroczny uśmiechnął się (o ile konie mogą się uśmiechać).
-A więc taki męski spisek? Wchodzę w to! - spojrzał na Perciego z błyskiem w oku. - A tak nawiasem mówiąc, to ładniutka jest.
-A tak nawiasem mówiąc, to ona was słyszy! - wrzasnęłam na nich telepatycznie. Mroczny przez chwile sprawiał wrażenie speszonego, zaraz jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-No cóż, po prostu wyrażam swoją skromną opinię, która przy okazji pokrywa się z opinią szefa, co nie szefie? - znacząco poruszył brwiami.
-Och zamknij się! - Percy, cały czerwony, warknął na niego, jednak pegaz najwidoczniej się tym nie przejął.
-No to co szefie, zaczynamy akcję? - nie czekając na odpowiedź, złapał mnie za tył koszulki i posadził na swoim grzbiecie. Percy po chwili znalazł się za mną. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, byliśmy już wysoko w górze, lecąc ponad oceanem.
<Percy>
Patrzyłem na nią. Była taka piękna, kiedy siedziała przede mną, z uśmiechem na twarzy i śmiejącymi się oczami, a wiatr rozwiewał jej włosy. Nagle odwróciła się do mnie i mocno mnie uścisnęła. Spojrzałem na nią zdziwiony.
-A to za co?
-Za niewinność! - wybuchła perlistym śmiechem, od którego jakoś tak ciepło zrobiło mi się na sercu. - A tak serio, to za porwanie i poznanie mnie z Mrocznym i pokazanie tego wszystkiego! To jest po prostu wspaniałe! Mogłabym tak latać bez końca!
-Serio? A Mroczny i jego bezsensowna gadanina o pączkach cię nie wkurza? - odgarnąłem jej z twarzy zagubiony kosmyk włosów. - A dziękuje to nie słyszałem...
-Dziękuje! - jeszcze raz mocno mnie uścisnęła, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem. Piękną chwilę przerwał Mroczny.
-Ej, szefie, nie chcę przerywać tej pięknej i romantycznej sceny, ale coś mi się stało w skrzydło i straciłem kontrolę!
-I co w związku z tym? - zapytałem mało inteligentnie. Moje myśli w dalszym ciągu zajmowała piękna córka Artemidy. Mroczny spojrzał na mnie z naganą.
SPADAMY! - to słowo przywołało mnie do porządku, natychmiast zacząłem zdrowo myślec.
-Mroczny, postaraj się podlecieć jak najdalej od brzegu, żebyśmy sobie nic nie zrobili, spadając w dół! Woda powinna jakoś zamortyzować upadek, miejmy tylko nadzieje, że... - nie dokończyłam, bo ciało pegaza nagle dziwnie się przechyliło. Jessica z przerażeniem złapała mnie za rękę.
-Przepraszam szefie, ale nie panuję nad tym! - głos pegaza stał się nagle dziwnie piskliwy. Jessie zamknęła oczy i zaczęła mamrotać coś po starogrecku, trzymając się jednocześnie grzywy pegaza. Z tego co zrozumiałem, było tam coś o wyganianiu złych duchów. Kiedy byłem pewny, że wszystko jest już okey, Mroczny nagle runął w dół, grzbietem do dołu. Jessie ostatkiem sił trzymała się jego grzywy, starając się nie spaść w morskie odmęty z kilkudziesięciu metrów. Nagle coś przyszło mi do głowy.
-Jess, puść Mrocznego, wtedy odzyska kontrolę!
-Jesteś tego pewien? - spojrzała na mnie z wahaniem.
-Tak, na sto procent! Nie bój się, nic nam się nie stanie! - popatrzyłem na nią z pewnością siebie. Jessie niepewnie puściła pegaza, który, zgodnie z moimi przypuszczeniami, odzyskał pewną kontrolę.
-Szefie, mogę jeszcze próbować was łapać... - powiedział z powątpiewaniem. Widać było, że leci już resztkami sił.
-Nie, leć do obozu! I tak dobrze się spisałeś! - wrzasnąłem do niego. Nie miałem jednak czasu, aby jakoś mu pomóc, ponieważ powierzchnia wody była coraz bliżej. Cały czas mocno trzymałem Jessicę za rękę. Bałem się, co mogłoby się z niej stać, gdyby mój plan nie zadziałał. Chwyciłem ją w ramiona i mocno przycisnąłem do mojej klatki piersiowej, starając się, aby nic nam się nie stało. Woda była coraz bliżej. Zamknąłem oczy. Poczułem jednak, że kiedy z ogromną prędkością walnęliśmy w powierzchnię wody, już nie trzymałem przyjaciółki. Szybko otworzyłem oczy. Jako syn Posejdona, wyszedłem z upadku bez szwanku. Rozejrzałem się gwałtownie. Dziewczyna próbowała jakoś wypłynąć na powierzchnię, jednak była zbyt głęboko a ciężar wody ją przytłaczał. Szybko do niej podpłynąłem, wyciągając na powierzchnie. Chyba jednak za późno, Jessie nie poruszała się. Nagle zobaczyłem coś białego, co z ogromną prędkością płynęło w naszą stronę. Przetarłem oczy. Nie, nie mogłem się mylić, w naszą stronę płynął Octopus, jednak dwukrotnie większy niż normalnie. Kiedy tylko go zobaczyłem, mocno chwyciłem go za ogon, a ogromny wilk wypłynął na powierzchnię. Usiadłem na jego grzbiecie, a on natychmiast odcholowywał nas do brzegu. Kiedy już bezpiecznie siedzieliśmy na plaży, próbowałem reanimować Jessie. 30 uściśnięć, 2 wdechy, 30 uciśnięć, 2 wdechy. I tak w kółko. Prawie już straciłem nadzieję, gdy nagle dziewczyna zwróciła na mnie całą połkniętą wcześniej wodę pomieszaną z resztkami z kolacji i zamrugała swoimi pięknymi oczami.
-Boże, Jess, nic ci nie jest? Już myślałem, że...
-Było blisko, ale jednak jeszcze tu jestem. Jeszcze się ze mną trochę pomęczycie - uśmiechnęła się słabo. Byłem tak szczęśliwy, że z tej radości mocno ją uściskałem, prawie na nowo łamiąc jej żebra. A ona tylko uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, patrząc mi prosto w oczy. Delikatnie nachyliłem się do niej, aby ją pocałować, gdy nagle...
-Aaaapsik! Przepraszam, niechcący! - Jessie prawie tarzała się ze śmiechu, na widok mojej przerażonej miny. To prawda, chociaż nie chciałem się do tego przyznać, trochę się przestraszyłem. No i romantyczny nastrój prysł... Dziewczyna powoli się uspokajała i zaczęła szczękać zębami. Było już dosyć zimno, a ona była tylko w całkowicie przeliczonych szortach i rownież mokrym pomarańczowym obozowym podkoszulku. Nagle złapało mnie poczucie winy. Ona tu biedna marznie, a ja siedzę sobie w całkowicie suchych ciuchach. Bez zastanowienia zdjąłem własny t-shirt i jej podałem. Przyjęła go z wdzięcznością i natychmiast ubrała na siebie.
-O bogowie, ale ciepło! Dzięki - uśmiechnęła się do mnie. - Jakim cudem ty to robisz, że jesteś cały suchy?
-No cóż, tatuś troszkę pomaga - puściłem jej oko, na co wybuchła perlistym śmiechem.
-Ej Noooo! To nie fair! - pokazała mi język, zaraz jednak spoważniała. - A tobie nie jest zimno? Bo oddałeś mi koszulkę i...
-Nie, wszystko okey! Naprawdę! Nic mi się nie stanie, jeśli pochodzę sobie trochę bez koszulki!
-No skoro tak... - dokładnie zlustrowała mnie wzrokiem, a ja poczułem, że się rumienię. - Przynajmniej córki Afrodyty będą miały tematy do rozmów.
-No to zróbmy im przyjemność, będą miały jeszcze wiecej tematów do rozmów - uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech, jakby czytając mi w myślach. Zdziwiłem się mocno, kiedy pozwoliła, abym objął ją ramieniem.
-No cóż, nie wiem, czy córki Afrodyty się ucieszą, ale mam ogromną ochotę trochę je powkurzać - uśmiechnęła się do mnie znacząco. - Słyszałam, jak gadały o tym, że jesteś ostatnio największym ciachem na obozie.
-A ty jak uważasz? - śmiesznie poruszyłem brwiami.
-A ja uważam, że wszystkie powinny nosić okulary - lekko walnęła mnie w ramię i obydwoje wybuchliśmy śmiechem. Było już ciemno, więc odprowadziłem ją pod domek. Na pożegnanie powiedziałem jej jeszcze, że śniadanie jest o 7:30, ale żeby się nie martwiła, bo wpadniemy jutro z Annabeth, żeby ją obudzić i ruszyłem do własnego domku. Stwierdziłem, że nawet moje zęby są zbyt zmęczone, aby je myć, więc położyłem się do łóżka tak jak byłem i od razu zasnąłem.
Śniła mi się Jessie. Nie był to jednak ani miły ani zwyczajny sen. Po prostu wiedziałem, że to, co widzę, już kiedyś się wydarzyło. Jessie stała na plaży, cała umazana błotem i zakrzepłą krwią. Na morzu szalał sztorm, wokół niej trzęsła się ziemia i waliły pioruny, a z dżungli za jej plecami ciągle wychodziły jakieś potwory i ją atakowały. Zabijała je bez najmniejszego problemu, jednak na miejscu każdego zabitego pojawiały się nowe. Chciałem jej jakoś pomóc, jednak byłem unieruchomiony. Nagle dziewczyna upadła na kolana, jakby popchnięta jakąś niewidzialną siłą a ziemia wokół niej zadrżała. Wokół niej rozległ się straszny głos, mówiący, jak się domysliłem, kolejną Wielką Przepowiednię.
Gdy heros wyklęty,
Zaakceptowany zostanie,
Jedyna jest szansa na uratowanie
Bez walki śmiertelnej,
Bez poległych i rannych.
Bo gdy Pan Czasu powstaje,
Jedynie w córce Artemidy nadzieja
I jej to zadanie.
Wykonać je musi,
Z przyjaciółmi swymi.
Wyruszy ich siedmiu,
Choć mniej niż połowa,
Herosami się zowie.
Poświęcą ci wiele
Niektórzy wręcz życie,
By świat uratować,
Wiedząc jednak skrycie,
Że od jednej decyzji to wszystko zależy
A nie podejmie jej nikt,
Kto serce ma trwożne,
Bo potrzeba najwiecej odwagi,
By zdrajcy przebaczyć...
Gdy ostatnie dźwięki przepowiedni zostały wypowiedziane, z cienia wyłoniła się postać i podała Jessie rękę. Prawie krzyknąłem. Był to Luke. Chłopak pomógł jej wstać i mocno przytulił, a ona odwzajemniła uścisk. Było widać, że są przyjaciółmi. Nagle Luke dostrzegł coś za plecami Jessie i znieruchomiał. Dziewczyna również odwróciła głowę. W ich kierunku podążał Ethan Nakamura, w pełnym uzbrojeniu z mieczem gotowym do ataku. Luke coś do niego krzyknął, jednak on tylko roześmiał się złośliwie i zaatakował. Luke od razu zaczął z nim walczyć. Szło mu całkiem nieźle, gdy nagle Ethan zastosował zwód i wycelował mieczem dokładnie w miejsce, gdzie kilka sekund temu znajdowało się serce Jessici, jednak ta była już gdzie indziej. Wyciągnęła własny miecz, pragnąc pomóc Luke'owi, jednak ten krzyknął do niej, aby uciekała. Ten moment nieuwagi wiele go kosztował, oberwał niezłe cięcie w ramię, a miecz wypadł mu z dłoni. Ethan znowu zaśmiał się złowieszczo. Nagle stało się coś dziwnego - zamieść jednego Ethana nagle zrobiło się ich pięciu. Kiedy dziewczyna walczyła z jednym z nich, prawdziwy Ethan zaszedł ją od tyłu i wycelował swój miecz prosto w jej serce. Bez wątpienia zginęła by, gdyby Luke nie przyjął ciosu na siebię. Upadł na ziemię, zwijając się z bólu, podczas gdy Ethan śmiał się złowieszczo. Nagle wszystko zniknęło, a ja obudziłem się, cały zlany potem. Już wiedziałem, że córka Artemidy wbrew pozorom wcale nie miała lekkiego życia.
~~~~~
Oddaję wam kolejny rozdział, z którego, szczerze mówiąc, jestem nawet zadowolona ;) Szkoda tylko, że pod poprzednim rozdziałem było prawie wogóle komentarzy :( Ktoś to wogule czyta? Jeśli czytasz - skomentuj! Każdy, nawet najdrobniejszy komentarz się liczy! Możecie też podawać linki do swoich blogów, chętnie poczytam ;*
Troche szkoda ze Percy i Ann nie sa razem... :(
OdpowiedzUsuńNikt jeszcze nie powiedział, ze nie będą ;) Nie martw się, to dopiero początek ;*
OdpowiedzUsuńNa prawdę super rozdział :* jestem dumna <3 czekam na kolejny :****~domlandina
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i pozdrawiam :)
dzieckoolimpu.blogspot.com ----> Zapraszam do Siebie :)
Naprawdę super blog. Mam nadzieję, że Percy będzie w końcu z Annabeth <3
OdpowiedzUsuńWeronika ^^
Hmm bardzo fajny blog :) Ostatnio dużo odkryłam o tematyce Percy'ego i cieszę się, że oprócz mnie ktoś jeszcze o nim pisze <3
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Percabeth :)
Merr
Bardzo ciekawy rozdział :) Chybw już tylko ja chce żeby Percy nie był z Annabeth na tym blogu.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :)
Juju,chcę czytać,ale ja nawet książek do końca nie przeczytałam ,a ty spojleryujesz ,piszesz super *-* Ale pożycz mi na razie kolejne części to tu wrócę <3
OdpowiedzUsuńOh.. Percabeth moja ulubiona para. Szkoda, że nie są razem. Mam nadzieję że Jessie będzie z Lukiem lub Nico
OdpowiedzUsuń*Anka