sobota, 12 października 2013

Rozdział VI (seria I)

<Jessica>
Usiedliśmy wszyscy ściśnięci na kanapie w wielkim domu. To znaczy my siedzieliśmy, a Chejron stał naprzeciwko nas, obserwując nas uważnie. 
-Chodzi o tą przepowiednię i misję Jessie, prawda? - wyrwało się Perciemu, za co dostał cios łokciem w żebra (ode mnie) i kopnięcie w kostkę (od Annabeth). Spojrzał na nas z wyrzutem i zamilkł. 
-Tak, chodzi o to, chociaż ciekawi mnie, skąd o tym wiecie... - spojrzał na nas z zaciekawieniem. Po krótce opowiedziałam mu zdarzenia, poprawiana w niektórych momentach przez Perciego i Annabeth. 
-No i wtedy z cienia wyszedł Luke i ją przytulił a potem nagle pojawił się Ethan Nakamura i... Au! Jess, to bolało! - Percy spojrzał na mnie ze złością. Chyba niechcący walnęłam go łokciem w żebra. 
-Miało boleć - wymamrotałam, trzymając twarz w dłoniech. Tej części akurat nie zamierzałam mowić Chejronowi. Ann spojrzała na mnie ze zrozumieniem i wspierająco ścisnęła za rękę, dając mi w ten sposób do zrozumienia, że jest jej przykro, ale to ważne. 
-Jessico, czy to prawda? - prawie nie zauważalnie skinęłam głową. - Więc znałaś Luke'a, prawda? - znowu przytaknęłam. - Wiem, że trudno ci o tym mowić, jednak to bardzo ważne. W jakich okolicznościach poznałaś Luke'a? 
-To było... Czy to naprawdę takie ważne? Wolałabym o tym nie mowić... 
-Mamy wiele wspomnień, do których wolimy nie wracać, jednak to naprawdę ważne... - Chejron spojrzał na mnie ze współczuciem. Westchnęłam głośno i starając się nie patrzeć na nikogo, zaczęłam mowić. 
-Poznałam go, kiedy wyjechałam z tatą i resztą reprezentacji na Florydę. Niby nie mogłam jechać, jednak trener, Vicente del Bosque, chyba mnie lubił i zgodził się, abym pojechała z nimi. Zwykle kiedy oni mieli treningi, ja siedziałam na trybunach albo zostawałem w pokoju, ale tego dnia chciałam pójść na koncert, który odbywał się gdzieś w mieście. Na koncercie było super, jednak potem... - na samo wspomnienie, mocniej ścisnęłam obrożę Octopusa, który zaskomlił cicho i położył mi głowę na kolanach. Zauważyłam, że jego obecność zawsze mnie uspokajała. Wzięłam głęboki oddech i kontynuuowałam. - Kiedy wychodziłam z koncertu, jakiś dwóch gości przyczepiło się do mnie. Mogli mieć maksymalnie 20 lat, jednak byli pijani. Powiedzieli, że mi zapłacą, tylko żebym... - słyszałam, jak Ann wydała z siebie zduszony krzyk, a Percy zacisnął dłonie w pięści. - Kiedy im powiedziałam, że nie, zaczęli się do mnie dobierać. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie Luke. Chociaż był od nich młodszy, jakoś się go przestraszyli i zostawili nas w spokoju. Chyba miało to związek z tym, że zaczął grozić im mieczem. Powiedział, że z nim jestem bezpieczna i nie pozwoli, by cokolwiek mi się stało. Ponieważ byłam zbyt roztrzęsiona, aby wracać do domu, zaprowadził mnie na plaże i zaczął wtajemniczać w cały ten świat. Wyjaśnił mi, kim tak naprawdę jestem. Potem przez kilka dni spotykaliśmy się, głownie na plaży. Zaproponował mi, abym się do niego przyłączyła i żebyśmy razem obalili bogów, pod wodzą Kronosa. Powiedziałam mu, że muszę się zastanowić, a on nie nalegał. Powiedział, że chciałby, abym do niego dołączyła ale nie będzie mnie do niczego zmuszał. Następnego dnia czekałam na niego w umuwionym miejscu, ale jego nie było. Zamiast niego zaczęły się pojawiać rożne potwory. Walczyłam z nimi, jakoś dawałam sobie radę, dzięki naukom od Luke'a, jednak one wydawały się być niezabijalne, na miejsce zabitych, pojawiały się nowe. Potem nagle wszystkie potwory zniknęły, zatrzęsła się ziemia, a ten straszny głos wypowiedział przepowiednię. Zaraz potem pojawił się zapłakany Luke. Przepraszał, że nie mógł być wcześniej, że przybył najszybciej, jak tylko mógł, ale potwory jego też zaatakowały. A potem nagle pojawił się ten dziwny chłopak. Chciał mnie zabić, mówił coś, że jestem zbyt potężna i mogę zniszczyć ich cały misternie ułożony plan. Luke powiedział mu, że nie pozwoli, aby coś mi się stało i zaczął z nim walczyć. Obydwoje byli bardzo dobrzy, jednak Luke był bardziej rozkojarzony. Wrzasnął do mnie, abym uciekała, jednak ja nie chciałam zostawiać go samego. Ta chwila nieuwagi wiele go kosztowała, chłopak boleśnie zranił go w rękę, wtrącając miecz z dłoni. A potem nagle ten drugi chłopak tak dziwnie się zaśmiał i zaczął wołać coś po starogrecku. Wtedy tak jakby się rozdwoił - tylko że zamiast jednego było ich pięciu, walczących z nami jednocześnie. Luke, mimo rany na ręce, walczył dalej, z kilkoma napastnikami na raz i jakoś dawał sobie radę, ale ja i tak musiałam mu jakoś pomóc. Wtedy nagle ten prawdziwy wycelował mieczem prosto w moje serce. Bez wątpienia zabiłby mnie na miejscu, gdyby nie Luke, który przyjął cios na siebie. Upadł na ziemię i zaczął zwijać się z bólu. Nawet moja moc leczenia ran bitewnych nie przynosiła żadnych efektów. Patrzyłam na śmiejącego się Ethana zaciskając pięści. Jeśli kiedykolwiek istniał człowiek kompletnie bez serca, to Nakamura bezwątpienia nim był. Chwyciłam miecz, aby z nim walczyć, jednak on tak jakby rozpłynął się w cieniu, zabierając Luke'a i mówiąc, żebym się nie martwiła, bo mój czas jeszcze nie nadszedł, a na razie przekonam się, jak Kronos postępuje ze zdrajcami. 
-A ktoś cię znalazł? - Percy spojrzał na mnie ze smutkiem. Wiedziałam, że taka akcja ratowania Luke'a musi być dla niego trudna. 
-Tak, Sergio. Najlepszy przyjaciel taty i mój chrzestny. W sumie to chyba najlepszy ojciec chrzestny, jakiego można sobie wymarzyć. Podał mi sok pomarańczowy i jakiś dziwny budyń, po którym poczułam się lepiej i powiedział, żebym się nie przemęczała i przestała o tym myślec. Podejrzewam, że też jest herosem, chociaż nie mam pojęcia, od kogo. 
-Sergio Ramos, tak? - Chejron spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - Był tu kiedyś u nas. Nie jest w pełni herosem, jednak ma w sobie cząstkę boskiej krwi. Jego matka była córką Afrodyty a ojciec synem Aresa. Wyszła z tego intetesująca kombinacja. Wracając do tematu Luke'a, bardzo dziękuje, że to wszystko powiedziałaś. Bardzo nam to ułatwi sprawę. Na misję wyruszasz jutro rano, powiedz tylko, kogo zamierzasz wziąć. W przepowiedni jest mowa o 7 osobach, jednak tylko 3 z nich to herosi. Wiesz już, kogo bierzesz? 
-Chyba tak - uśmiechnęłam się słabo. - Ann, Percy, idziecie ze mną? 
-Jeszcze się pytasz? Jasne, że idziemy! - Percy odpowiedział na nich oboje. 
-Oprócz tego chciałabym rownież wziąć Grovera, tylko proszę, przakaż mu, żeby przestał mnie szpiegować, bo to strasznie wkurza! No i jeszcze... O, cześć Tyson! - w naszą stronę podążał rozeomocjonowany cyklop. 
-Percy! Annabeth! Jessie! Cześć! - złapał Perciego i uścisnął go, prawie łamiąc mu żebra. - Ojej! Ale fajny piesek! 
-Cześć Tyson, właśnie idę na misję, chciałbyś iść ze mną? 
-Jasne! - Tyson energicznie pokiwał głową. - A gdzie? 
-Yyyy... - zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia, dokąd się wybieramy. - No właśnie Chejronie, to gdzie jedziemy? 
-No cóż, to miejsce z pewnością ci się spodoba - Chejron uśmiechnął się mimowolnie. - Aktualne miejsce przebywania Luke'a i Księżniczki Andromedy to Hiszpania. 
-Cooooooo? Serio? Ale zaje... - widząc minę Chejrona lekko przystopowałam. - Znaczy... Fantastycznie! Nawet bardzo fantastycznie! 
-No dobrze, ale pozostały ci jeszcze dwie osoby do zabrania na misje. Wiesz jeszcze, kto to może być? 
-Thalia - wyrwało się Perciemu. 
-Tak, Thalia - przytaknęłam.
-Ale przecież ona jest herosem, córką Zeusa. Przepowiednia mówi jasno, mniej niż połowa z nich to herosi, nawet ja to wiem, chociaż waszym zdaniem mam glony zamiat mózgu! 
-Nie, tu nie chodzi o to, kto jest herosem, tylko kto się nim nazywa. Thalia jest łowczynią i to właśnie nią czuje się w głębi serca, Glonomóżdżku - trafnie zauważyła Annabeth. Jej spostrzeżenie podsunęło mi pewien pomysł. 
-Ostatnia siódma osoba dołączy do nas w Madrycie. 
-Czy jesteś absolutnie pewna? - Chejron spojrzał na mnie z powątpiewaniem i obawą.
-Tak, jestem pewna na 200 procent. 
-No cóż, jeśli tak... - Chejron w dalszym ciągu nie wyglądał na przekonanego, jednak widząc, że i tak mnie nie przekona, wzruszył ramionami. No dobrze, teraz idźcie na obiad, a po obiedzie będzie gra o sztandar. Jessie, musisz dokonać sojuszu, czy wolisz dołączyć do Ateny, która ma sojusz z Apollem i Hermesem... 
-I Posejdonem! - przerwał mu Percy. 
-I tak, jeszcze z Percym, czy do Aresa, który ma sojusz z... 
-Do Ateny! - tym razem ja mu przerwałam. Chejron spojrzał na nas z urazą. - A więc dobrze, jutro rano jedziecie do Colorado, gdzie spotykacie się z Thalią i łowczyniami. Tam macie samolot, którym lecicie prosto do Madrytu a potem łapiecie pociąg do Barcelony. Tam właśnie Luke był widziany po raz ostatni. Aha, i jeszcze jedno, Zeus raczej nie zrzuci was z nieba, ponieważ będzie z wami jego córka, radzę jednak, abyś go jakoś specjalnie nie wkurzał, ponieważ może zorganizować jakaś specjalną katastrofę tylko dla ciebie - Percy wymruczał w odpowiedzi, że ma nadzieje, że Zeus zrzuci go z góry gdzieś nad oceanem, Chejron chyba jednak tego nie słyszał. Potem wszyscy, w pogrzebowych nastrojach, ruszyliśmy aby zjeść nasz, byćmoże ostatni obiad tutaj. Taaak, nie ma to jak być optymistką. 
<Percy> 
Szliśmy sobie, wszyscy w piątkę (bo zawstydzony Grover obiecał, że już nie będzie szpiegował Jess) na obiad. Byliśmy trochę spóźnieni, to prawda, ale jakoś specjalnie nam się nie śpieszyło. Chciałem jakoś pogadać z Jess i ją pocieszyć, jednak ona chyba świetnie dawała sobie radę i bez tego. Zaczęła coś tam gadać o architekturze stadionu na którym będziemy (Santiago Barnebau) i na który bardzo chciałaby pojechać, tylko nie wie, jak to skombinować (Camp Nou). Ann i Grover słuchali jej jak zaczarowani, od czasu do czasu wtrącając jakieś komentarze i zadając pytania. Trudno im się dziwić, w końcu Ann była córką Ateny i kochała wszystko związane z Architekturą (chociaż nie wiedziałem, że interesuje się piłką nożną) a Grover to w końcu satyr, przy Jess, która jest córką Artmidy zachowuje się jak zombie, chociaż stara się tego nie pokazywać. Tyson był w tym czasie zajęty próbą poglaskania Octopusa, a ja po prostu się wyłączyłem. Naprawdę, bardzo przydatna umiejetność, nauczyłem się jej podczas wykładów Ann. 
-...No i właśnie dlatego, Percy, uważam, że Barcelona jest tysiąckrotnie lepsza od Realu, chociaż piłkarzy z Madrytu lepiej znam - Jessie spojrzała na mnie, kończąc swój wykład. 
-Yyyyy, okey... No więc... - próbowałem jakoś nie pokazać po sobie, że nie słuchałem, jednak chyba średnio mi się udało, ponieważ Jess ostentacyjnie przewróciła oczami i spojrzała na Ann. - On tak zawsze? 
-Noooo, niestety... Zawsze, kiedy gadam o czymś związanym z architekturą - Annabeth rownież spojrzała na mnie z niechęcią. 
-No ej! Przepraszam bardzo, że nie rozumiem absolutnie nic z Hiszpańskiego, a ty co jakiś czas wtrącasz coś po hiszpańsku! 
-Ale to nic? Tak absolutnie nic? Nic a nic? - Jess wyglądała, na przerażoną. - No dobra, to będę musiała cię trochę podszkolić - uśmiechnęła się do mnie i wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Ann. - A na przykład... No nie wiem... Mes que un club? Coś kojarzysz? 
-Mniej niż klub? - strzeliłem, nie zastanawiając się długo. Była to chyba jednak zła odpowiedź, ponieważ Jess strzeliła facepalma. Ann spojrzała na mnie współczująco. 
-Blisko. Więcej niż klub, nie mniej niż klub, tego akurat powinieneś się domyślić. Jess powiedziała to ze trzydzieści razy, opowiadając o Barcelonie. Widać, że jej nie słuchałeś... - wzruszyła ramionami. No dobra, widać, że jej nie słuchałem, ale co z tego? Przecież nie będzie kazała Octopusowi mnie zjeść, ani nic. No przynajmniej mam taką nadzieję. Usiadłem do stołu razem z Tysonem, słuchając jego opowieści, o wspaniałościach podmorskiego pałacu naszego ojca. Trochę zazdroszczę Tysonowi tego, że może tam przebywać. Ja jeszcze ani razu tam nie byłem. Z zamyślenia wyrwał mnie jednak śmiech Jess, spojrzałem na jej stolik i wybuchłem śmiechem. Obok dziewczyny siedział Grover, który rozbawiał ją, pokazując żonglowanie puszkami z dietetyczną colą. Zauważyłem, że prawie wszyscy obozowicze rozbawieni patrzą w ich stronę. W końcu nie codziennie widzi się satyra w tak dobrym humorze. No ale tak, specjalnie to podkresliłem - PRAWIE wszyscy obozowicze. James, (tak, ten mój ulubiony James!) siedział przy swoim stoliku, patrząc na Grovera z niechęcią. Kiedy satyr zakończył swój występ, a wszyscy, bijąc brawo, powrócili na swoje miejsca, James wstał, zmierzwił swoje brązowe włosy, przywołał na twarz firmowy uśmiech i raźnym krokiem ruszył do stolika Jessici. Wyczuwając kłopoty, zakląłem po starogrecku (nie będę tłumaczyć, bo było to trochę niecenzuralne przekleństwo) i wsunąłem dłoń do kieszeni, uprawniając się, że orkan nadal tam jest. Wyczuwając kojące zimno długopisu, uspokoiłem się już zupełnie. Przecież James nie odważy się jej coś zrobić przy tych wszystkich ludziach, a nawet jakby spróbował, jestem na tyle blisko, aby go powstrzymać. Chłopak, mimo wyraźnego zakazu i warczenia Octopusa, usiadł przy stole koło Jessici i zaczął coś mowić. Chociaż mówił cicho, słyszałem jego każde słowo, ponieważ w jadalni zapanowała przeraźliwa cisza. Wszyscy z zaintetesowaniem oczekiwali na rozwój sytuacji. 
-Nazywasz się Jessica Torres, tak? Ja jestem James Stoneman, syn Aresa. Od kilku dni dni cały obóz gada, jaka to jesteś wspaniała i cudowna. Ja, przyznaję, początkowo nie byłem przekonany, jednak teraz uważam, że to wszystko prawda. Zaimponowałaś mi, mała, niewiele herosów ma odwagę kopnąć syna Aresa, a ty dałaś radę. Tak więc chcę zaproponować ci sojusz, podczas zdobywania sztandaru. Od razu mówię, że jest to propozycja nie do odrzucenia - uśmiechnął się jak jakaś gwiazda filmowa. Zacisnąłem odruchowo pięści, modląc się w duchu, aby Jess mu nie uległa. Kochałem Ann, jednak Jessie, chociaż poznałem ją stosunkowo nie dawno, też była dla mnie bardzo ważna, jak siostra, albo ktoś taki. Nie wyobrażałem sobie, jak wcześniej mogło mi się wydawać, że kiedykolwiek będziemy razem. Jesteśmy do siebie zbyt podobni. Jess lekko wydęła usta, jakby rozważała jego propzycję. 
-Niestety, bardzo mi przykro, ale odrzucę twoją propozycję nie do odrzucenia. Jestem już w sojuszu z domkiem Ateny, a więc dzięki. Aaaa, i jeszcze jedno, nie mów na mnie "Mała" - uśmiechnęła się figlarnie, patrząc jak uśmiech na twarzy Jamesa zmienia się w coś, co definitywnie uśmiechem nie było. 
-Uważaj, Mała - wysyczał. - Chyba nie chcesz mieć we mnie wroga? Zgniotę cię na miazgę! 
-Ojej, tak się boję, że chyba nawet moje pluszowe kapcie poszły się schować ze strachu pod łóżko - ziewnęła teatralnie, a James zazgrzytał zębami.
-Ty... - Chyba chciał coś powiedzieć, jednak jego dwie szare komórki wykonały już swoją dzienną normę. Widać było, że Jess przerasta go nawet w ciętych ripostach.
-Masz coś ważnego do powiedzenia? Nie? To spadaj na drzewo, bo jeszcze mózg ci się przegrzeje. Tam przynajmniej jest dobra klimatyzacja - stwierdziła i nie zwracając uwagi na wściekłego Jamesa, któremu ze złości aż dymiło z uszu (i to dosłownie!), wyszła z jadalni, żegnano brawami i wiwatami. Podsumowując, Jess 2, James 0. 
~~~~~
No więc, jeśli nie zauwazyliście, jest kolejny rozdział XD Dodaję dzisiaj, ponieważ mam akurat chwilę wolnego ;) Ze specjalną dedykacją dla Alexandry Everdeen, GrÓcHa, cocacola2310 i wszystkich, którzy czytają, chociaż się nie przyznają ;* Jeśli to czytacie, pozostawcie po sobie jakiś znak! 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!

A ze wszystkimi pytaniami zapraszam na mojego aska, wystarczy wejść w strony, a potem już prosto ;> 

15 komentarzy:

  1. Ja czytam i sie nie przyznaje ;) Rozdział superowy, tylko biedna Jess :( Ale dobrze poradziła sobie z tym całym Jamesem ;) Czekam szybko na nexta, skarbie ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny :)
    Szkoda mi trochę Jess, ale jest dzielna poradzi sobie :)
    Pozdrawiam i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki za dedykacje i jak zwykle czekam na Percabeth <3

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję za dedykację <3 :*
    rozdział świetny ^^
    architetura łączy ludzi XD
    czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. zostałaś nominowana na Liebster Award <3 szczegóły znajdziesz tutaj: http://voyagedanslepasse.blogspot.com/p/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest świetny. Nie mogę się doczekać dalszych. Powodzenia i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne, co tu więcej gadać! Dobra, dobra, robi się ze mnie już spamer w tych komentarzach, więc tylko prawdziwy spam:
    http://heroes-new-adventure.blogspot.com/ piszemy też o herosach ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajne! Czytam od dzisiaj i się do tego przyznam. Rozdział bombowy, po prostu super. Już nie mogę się doczekać następnego. I będzie Thalia. To jedna z moich ulubionych postaci, ale prawie nikt o niej nie pisze. I chyba powinna się dogadywać z Jessie, bo przecież jedna jest Łowczynią, a druga córką Artemidy ;). Co do błędów - były tylko dwa lub trzy. A i ciekawi mnie, kto będzie siódmą osobą. Mam już swoje podejrzenia... Więc myślę, że ten komentarz nawet mi wyszedł. Weny!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. "(...) Ale zaje... (...) Znaczy fantastycznie! (...)"

    "Ojej tak się boję że nawet moje plusziwe kapcie poszły schować się pod łóżkó"

    Te dwa powyższe fragmenty są po prostu boskie. Nie moge się doczekać nn ^^
    Życzę weny i więcej komentarzy
    Zapraszam do mnie: http://heroes-new-adventure.blogspot.com/
    Ala

    PS. Nadal mam cichą nadzieję, że Jess będzie z Percy'm ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostałaś nominowana do nagrody Liebster Award ;) Więcej informacji na moim DRUGIM blogu w zakładce Liebster Award: http://lily-vs-james.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział !!!!!!
    Czekam na next :-) :-) :-) :-) :-)
    Kiedy będzie ??????? =-O =-O =-O

    OdpowiedzUsuń
  12. Postaram się na jutro, jak nie to na pojutrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czekam na Luksie:-) :-) :-) :-) :-) :O :O :O LOL !!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Percabeth forever! ( robię się z tym nudna co?) A tak się bałam. Uwielbiam cię!
    *Anka

    OdpowiedzUsuń