sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział II (seria II)

Jessica już w chwili, kiedy zostawiła chłopców samych na pokładzie, była pewna, że to zły pomysł. Jej obawy potwierdziły się w chwili, kiedy usłyszała ich podniesione głosy. 
Westchnęła głośno i wybiegła na pokład, trzymając już w rękach łuk gotowy do strzału. To, co tam zastała, przyprawiło ją o mały zawał serca - Leo tonący w morzu i Cris stojący przy burcie, z miną, jakby nie wiedział, co się dzieje. Szybko rzuciła łuk na podłogę, ściągnęła bluzę, i, przy okazji mierząc Crisa złym spojrzeniem, dała nurka do wody. 
- Chłopak patrzył na nią ze zdziwieniem, dopiero, gdy wrzasnęła do niego, że ma sprowadzić pomoc, ruszył się z pokładu. 
Dziewczyna już po chwili dostrzegła opadające na dno ciało Leona. Podpłynęła do niego, wyciągając go na powierzchnie i mocno potrząsnęła nim za ramiona. 
- Hej, Leo, wstawaj, obudź się, będzie dobrze, tylko się obudź! - próbowała już wszystkiego, a chłopak ani drgnął. - Me cago en la tapa de organo y me revuelco encima de la mierda!* 
Nagle tuż nad nią, jak Superman, znalazł się rozbawiony chłopak. 
- Hej, jestem Jason - uśmiechnął. Uśmiech miał miły, ale widać było, że czuje się lekko przytłoczony. 
- Fajnie, a ja Jessica, ale mógłbyś tu nie unosić się w powietrzu, tylko jakoś nam pomóc?! 
- Spoko - Jeden kącik ust Jason lekko uniósł się do góry. - To co mam robić? 
- Jak dasz radę, to złap go za ramiona i unieś na okręt. 
- Jak śmiesz sądzić, że nie dam rady - mocno chwycił Leona, a jego prawa brew lekko uniosła się do góry. - Nie takie już ciężary nosiłem. Ty też się mnie jakoś złapiesz, czy poczekasz tutaj, aż po ciebie wrócę? 
- Mogę się ciebie złapać, chociaż... Na gacie Hadesa, jaka ja głupia jestem! - walnęła się ręką w czoło. - Octo, chodź tutaj! 
Nagle z nieba zleciał Octopus, cicho powarkując. 
Jessica ze złością przewróciła oczami. 
- Tak, wiem, że ta woda wydaje ci sie jakaś dziwna, ale nie wiem, czy mama byłaby zadowolona, gdym się tutaj utopiła! - wilk zawarczał. - No przecież wiem, że umiem pływać, ale tem tutaj jest nieprzytomny i na pewno by się utopił! - Jasonowi wydało się, że dziewczyna również na niego warknęła. - A moja matka chyba nie ma nic do tego, to moje życie i mogę ratować kogo tylko chcę! - Octo spojrzał na nią groźnie i lekko tracił ją łapą. Dziewczyna ze śmiechem oddała mu łokciem pod żebra. - Głupi jesteś ale też cię kocham! 
Jason chyba dopiero po chwili zrozumiał, że ta dwójka najwyraźniej ze sobą rozmawia. Uśmiechnął się i, lekko skrępowany, zerknął na Jessicę. 
- Czyli, mam posadzić Leona na jego grzbiecie, tak? I ciebie też podrzucić? 
- No dobrze by było, bo on raczej nie zbliży się do wody - ze śmiechem wskazała na Octopusa, który zrobił wielce urażoną minę. Jason miał lekkie obawy co do tego, że wilk pozwoli mu się zbliżyć, jednak wszystko poszło gładko - wilk unosił się nad nimi nieruchomo, lekko tylko poruszając ogromnymi skrzydłami. Po chwili wszyscy troje siedzieli już ma grzbiecie zwierzęcia (Jason był już lekko zmęczony po wyciąganiu z wody dwójki mokrych półbogów) i powoli zbliżali się do szubującego nad nimi statku. 
Na pokładzie stała śliczna dziewczyna o lekko indiańskiej urodzie i niezwykłych oczach, których kolor zmieniał się jak w kalejdoskopie. Ubrana była w zwykłe, przetarte dżinsy i pomarańczowy podkoszulek obozu herosów, a w brązowe, nierówno przycięte włosy, miała wplecione orle pióra. Kiedy tylko zobaczyła Jasona, wydała z siebie westchnienie ulgi. 
- Jason, mówiłam ci, żebyś nigdy tak nie znikał! - podeszła do chłopaka i walnęła go pięścią w ramię. - Byłeś na pokładzie a już po chwili cie nie było! A w dodatku zamiast ciebie był tam ten dziwny gostek! - wskazała z pretensją na Crisa. 
Jason lekko objął ją ramieniem. 
- Ej, Piper, wszystko jest okey.  Nigdzie nie zniknąłem i nie mam zamiaru znikać - delikatnie pocałował dziewczynę w czubek głowy. - Ale wydaje mi się, że jeśli nic nie zrobimy, Leo może zniknąć i to już na zawsze... No i Jessice chyba też przydałby się jakiś ręcznik  - zmarszczył brwi. 
Piper gwałtownie zbladła i zasłoniła sobie usta ręką, aby nie krzyknąć. Podeszła do dziewczyny, która nadal podtrzymywała nieprzytomnego Leona na grzbiecie Octopusa i podała jej rękę, pomagając zejść. Jessica delikatnie zeskoczyła z grzbietu wilka. Po jej minie można było poznać, że z ich przyjacielem raczej nie jest dobrze. 
- Ma pełno wody w płucach, pod wodą pewnie odruchowo chciał wziąć oddech. Gdyby dało się tą wodę jakoś wyciągnąć, pewnie byłoby dobrze. Mogę jakoś spróbować, chociaż to raczej nie zalicza się jako rana bitewna... - położyła dłoń na jego piersi i zamknęła oczy, odmawiając w myślach modlitwę do Apollina. Bez skutku. 
Prychnęła ze złością. No świetnie, cudowny wujek tyle razy podsyłał jej pomysły na głupie wierszyki w najmniej odpowiednich momentach, a teraz nie może jej jakoś pomóc, kiedy naprawde jest w potrzebie? 
Piper spojrzała na nią z nadzieją. 
- I co..?
- Raczej nie... - przez jedną krótką chwilę chciało jej się płakać. Zaraz jednak się otrząsnęła. Była w końcu Jessicą Torres, nie będzie płakać, tylko działać! No dobra, jak to nie działa, trzeba spróbować tradycyjną metodą. Mokre włosy związała w wysoki kucyk, podwinęła rękawy i zaczęła szukać czegoś w kieszeniach plecaka. Gdzie mógł być ten okropny syrop, po którym zawsze miała odruch wymiotny? 
Jest! Kochany tatuś oczywiście musiał jej go jakoś zapakować, mimo wyraźnego sprzeciwu. Tak właściwie, to chyba nikt nie wiedział, na co ten syrop jest, chyba miał uzupełniać jakieś brakujące minerały czy coś takiego, ale w tej chwili raczej nie miała zamiaru się nad tym zastanawiać. 
Sprawdziła czynności życiowe - nie oddychał, ale serce jeszcze biło, choć tętno było bardzo słabe. Trzeba działać szybko. 
Ułożyła go w pozycji bocznej bezpiecznej. 
- Piper, przygotuj jakąś łyżkę, okey? A ty, Jason, jakbyś mógł, to jakieś ręczniki, bo jak się obudzi, na pewno  będzie mu zimno. A Cris... Do jasnej cholery, gdzie jest Cris? No dobra, nieważne, jak go znajdziecie, to powiedzcie, że ma ze mną pogadać. 
Przyjaciele bez szemrania wykonali jej polecenia. Po pierwsze, bardzo zależało im na zdrowiu Leona, a po drugie, byli pewni, że dziewczyna wie co robi. 
Po kilku, pełnych niepokoju, minutach, Leo delikatnie otworzył oczy i zwrócił całą połkniętą wcześniej wodę. 
- O najświętszy Hefajstosie, nie mam pojęcia, co się stało, ale czuję się, jakbym wypił wiadro gorącego oleju z sosem Tabasco - jęknął, z wdzięcznością chwytając w dłonie szklankę wody, którą wręczyła mu Piper i uśmiechnął się do Jessici. - Dzięki za uratowanie mi życia. Kto jest twoim rodzicem? 
- Fernando Torres - dziewczyna ze śmiechem rzuciła mu suchy ręcznik i usadowiła się na prawej burcie, sama również owijając się cieplutkim ręczniczkiem. Leo, szczerząc zęby w uroczym uśmiechu, zaraz usiadł obok niej. 
- A tak serio? Bo gdybym miał zgadywać, to pewnie Apollo, ale on chyba odpada, bo masz ojca a nie matkę... Może Atena lub Ares? Albo Hestia? - spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. 
- Ares też nie, bo w końcu jest facetem, a na dziecko Ateny jestem definitywnie za głupia. A już zupełnie nie wiem, skąd ci tu się wzięła Hestia, która jest boginią dziewicą  - uśmiechnęła się krzywo. Przecież sama była dzieckiem bogini dziewicy, wogóle nie powinna się urodzić. 
Leo chyba to wyczuł, bo położył jej dłoń na ramieniu. 
- Ej, wszystko jest w porządku? Jeśli powiedziałem coś nie tak... 
- Nie, wszystko jest okey, po prostu pomyślałam o matce... Czy teraz jeszcze o mnie pamięta... - odgarnęła włosy z oczu i zamrugała, starając się ukryć zbierające się w jej oczach łzy. Zacisnęła palce na obroży Octopusa, który złożył swój wielki łeb na jej kolanach (powrócił już do normalnych rozmiarów, ale nadal ważył ponad 80 kilogramów). Obecność wilka dodała jej otuchy. Nie, przecież nie będzie płakać, nie tutaj, nie przy Leonie. Wogóle już nie będzie płakać. Musi być silna i niezależna. Musi sprawić, by matka była z niej dumna. 
Potrząsnęła głowa, chcąc odgonić niepotrzebne myśli.
- No dobra, to zgaduj, kim może być moja kochana mamusia - zdobyła się na lekki uśmiech. 
- Aha! Czyli już wiem, że to na pewno matka! Czyli Hades też odpada, Zeus i Posejdon też... - zaczął mruczeć coś do siebie po hiszpańsku. 
- Jeśli już, to chyba Hades najbliżej, bo chciał mnie adoptować, ale radzę szukać raczej w boginiach, a nie bogach - Jessica ze śmiechem szturchnęła go w ramię. 
- No chwila, myślę... Demeter nie, bo zupełnie nie pasujesz, Afrodyta też raczej nie... Znaczy... - jego twarz stała się nagle cała czerwona. - Nie chodzi o to, że nie jesteś ładna, czy coś, bo jesteś ładna, ale nie widziałem w życiu żadnej córki Afrodyty, która nie bałaby się ubrudzić i ogólnie... Oczywiście Piper jest wyjątkiem, ale chyba wiesz o co mi chodzi, no nie? - spojrzał na nią uważnie. 
- No jasne, że wiem, gdybym ja miała być córką Afrodyty... O matko, to byłaby jakaś totalna masakra - parsknęła śmiechem, a Leo po chwili do niej dołączył. - Cris jest dzieckiem Afrodyty, w życiu nie chciałabym być jego siostrą, już bez tego za dużo go w moim życiu - uśmiechnęła się krzywo. 
- No ale dobra, więc kto jest twoją matką? Z bogiń zostały jeszcze tylko Hera, Artemida i Persefona, ale one chyba nie mają dzieci... No powiedz, proszę! Jakaś drobna podpowiedź! - wyszczerzył zęby w uśmiechu. 
- No dobra, jakaś drobna podpowiedź... Najbliżej byłeś chyba Apolla, ale to i tak daleko - zeskoczyła na pokład i krzywiąc się lekko, wycisnęła sobie wodę z włosów. - A mogłam się jednak Crisa posłuchać i wziąć tą suszarkę, strasznie tu zimno - zmarszczyła nos, oparła się o barierkę i szczelniej owinęła się ręcznikiem. 
Dopiero teraz Leo zauważył, jak bardzo jest mokra. Z włosów, które wystawały spod kaptura stosunkowo suchej bluzy kapała woda, a dżinsy i trampki były całkowicie przemoczone. On pewnie wyglądał tak samo, ale jemu nie było zimno, bo miał swój ogień. 
- Nie będziesz chora? Może pójdź się przebrać albo coś? 
- Nie, wszystko w porządku, to, że jestem mokra, to w tej chwili mój najmniejszy problem - uśmiechnęła się lekko. - A co do mojej matki to nieważne, i tak nie zgadniesz... 
- Zgadnę. Jestem niezwykle inteligentny i błyskotliwy, choć nie wyglądam - wyszczerzył zęby w uśmiechu. 
- Taa, a do tego skromny - dziewczyna ze śmiechem dźgnęła go palcem w żebra.
- Osz ty! - Leo aż zgiął się wpół, jednak nie pozostał jej dłużny. Już po chwili rozpętała się prawdziwa wojna, która trwałaby na pewno jeszcze długo, gdyby nie wejście Piper.
- Hej, jestem Piper McLean, córka Afrodyty - uśmiechnęła się lekko.
- Jessica Torres, córka Art... - zmieszała się lekko. - No nieważne, kogo córka. Ja cię chyba skądś kojarzę, jesteś córką tego aktora, Tristana McLean? Byłaś chyba na jednej gali, prawda? 
- Nie wiem, o czym ty mówisz... Chociaż... Chwila, też cię pamiętam! Twój ojciec jest piłkarzem, tak? Przyszłaś na tą galę w sukience i trampkach! - jej oczy aż rozszerzyły się ze zdumienia. Właśnie poznała dziewczynę, do której chciała zagadać 3 lata temu, na tej gali, jednak się nie odważyła. 
Jessica odpowiedziała jej szerokim uśmiechem. 
- Taa, dostałam wtedy niezły ochrzan od Olalli, mojej macochy, ale uważam, że było warto. 
- Dziewczyno, to było obłędne! - Piper rzuciła się jej na szyję i mocno ją uściskała. 
Leo za bardzo nie wiedział, co one tak właściwie robią, ale wolał nie wnikać. Wiedział już z własnego doświadczenia, że dziewczyn nie da się zrozumieć. 
- Posłuchaj, nie mamy już wolnych kajut, ale może chciałabyś spać ze mną? Leo szybko dorobi jakieś łóżko i będzie nam w miarę wygodnie. A na razie możesz położyć się w moim, bo przecież widzę, że jesteś strasznie zmęczona - Piper uśmiechnęła się przyjaźnie, widząc, że Jessica stara się stłumić potężne ziewnięcie.
- Dzięki, ratujesz mi życie, byćmoże w dosłownym tego słowa znaczeniu - dziewczyna odpowiedziała jej takim samym uśmiechem. - Lecieliśmy przez  około 24 godziny, przez które nie mogłam się ani przez chwilę przespać, bo musiałam trzymać nieprzytomnego Crisa. 
- O bogowie, on jest okropny! - Piper skrzywiła się. - Zamieniłam z nim w sumie chyba z jedno zdanie i już wiem, że raczej się nie zaprzyjaźnimy. Na twoim miejscu już dawno wywaliłabym go do morza! 
- Och uwierz mi, chciałam to zrobić, tak mnie wkurzał - Jessica lekko zmarszczyła nos. - Ale on nie jest aż taki zły, jest tylko trochę... inny. Po prostu jest przyzwyczajony do tego, że wszyscy traktują go jak niewiadomo kogo, dlatego, bo jego ojciec to wielki CR7! - prychnęła, najwyraźniej zupełnie nie rozumiejąc zachowania przyjaciela. 
- CR7 czyli Cristano Ronaldo, ten piłkarz? - Leo przekrzywił lekko głowę, uważnie przysługując się ich rozmowie. - Wolę Messiego - wyszczerzył zęby w uśmiechu i puścił oko do Jess, która parsknęła śmiechem. 
- Już cię lubię, Valdez. 
- Ja ciebie też, Torres - Leo nadal się uśmiechał. Tego uśmiechu nie dało się nie odwzajemnić. Wyglądał trochę jak elf z orszaku latynoskiego Świętego Mikołaja. Miał ciemną karnacje, kręcone, czarne włosy, które trochę przypominały ptasie gniazdo, lekko szpiczaste uszy i urokliwą, lekko dziecinną twarz. Duże, brązowe oczy, wyglądające jakby ich właściciel przed chwilą wypił beczkę kofeiny, błądziły od jednej dziewczyny do drugiej, a ręce wciąż składały i rozkładały coś, co trochę przypominało jakąś. Na upartego można by powiedzieć, że jest całkiem przystojny. 
- No to... Ja idę robić to łóżko dla ciebie - uśmiechnął się lekko i zszedł na dół, pod pokład. 
Po chwili jednak był już z powrotem, niosąc coś w ręce. 
- Yyyyy, masz to dla ciebie, a dokładniej dla twojego wilka - wcisnął Jess do ręki nową obrożę, zrobioną z nitek z niebiańskiego spiżu, z małą zieloną zawieszką w kształcie koniczynki. - Zauważyłem, że jego obroża jest już trochę zniszczona, a ta powinna być bardziej praktyczna. Jest zaprojektowana w ten sposób, aby mogła się spokojnie kurczyć i rozkurczać, kiedy on zmienia rozmiar. Poza tym jest wyposażona w specjalny nadajnik, tak na wszelki wypadek, gdyby się zgubił i jeszcze kilka innych dodatkowych funkcji. Jak będę miał chwilkę czasu, to zrobię jeszcze taki naszyjnik dla ciebie, żebyście mogli się komunikować i te sprawy - powiedział to wszystko na jednym wydechu, uparcie przyglądając się własnym butom. Jego twarz zrobiła się cała czerwona. 
- Ojej, Leo, ale to piękne, dziękuję! - dziewczyna mocno go uścisnęła i dała mu buziaka w policzek, co sprawiło, że stał się jeszcze bardziej czerwony, choć zdawało się to niemożliwe. 
- E tam, nie ma problemu - burknął, ze spojrzeniem wciąż wbitym we własne sznurowadła. - No to... To łóżko to jakie ma być? 
- Wszystko jedno, jakie ci będzie najłatwiej zrobić, tylko, żeby dało się na nim spać i nie było różowe - uśmiechnęła się, a w jej oczach błyszczały maleńkie iskierki, jak zawsze, gdy była wesoła lub podekscytowana. Piper była zdania, że wygląda to naprawdę uroczo. Ciągle wydawało jej się, że dziewczyna kogoś jej przypomina, jednak nie mogła sobie przypomnieć, kogo takiego. Coś było w jej sposobie poruszania się, mowie, że po prostu emanowała siłą i pewnością siebie, a również jakimś niezwykłym pięknem i dumą. Dokładnie coś takiego miały w sobie łowczynie Artemidy, jednak Torres definitywnie nie mogła być jedną z nich. Nie unikała chłopaków, nie była taka chamska i wywyższająca się jak większość z nich, nie miała na sobie stroju typowego dla łowczyń, a towarzyszący jej wilk na pewno był wilkiem a nie wilczycą. 
Choć Piper początkowo wydawało się to niemożliwe, teraz nabrała podejrzeń, co do tego, kto może być matką Jessici. A jeśli okazałoby się, że to prawda... Wtedy wizje, które widziała na swoim sztylecie, mogą nabrać nowego, o wiele bardziej niebezpiecznego znaczenia.
~~~~~
Rozdział miał być dopiero w poniedziałek, ale nie chciało mi się uczyć, więc już dzisiaj napisałam i wstawiłam, żeby go potem jakoś niechcący nie usunąć XD Skromnie powiem, że akurat ten rozdział strasznie mi się podoba i uważam, ze wyszedł naprawde dobrze, ale pozostawiam go do waszej oceny ;) 
A teraz mój obiecany obrazek speszjal dla Krytyczki ;3 
Ten naszyjnik, który Jess ma na szyi, to właśnie ten, który dostała (dostanie w przyszłości od Leosia ;> ) 
Tak, to miała być Jess, ale moja cudowna siostrzyczka dokleiła kwiatek i teraz to raczej nie wyglada jak ona ;/ Ale i tak wyjątkowo mi się podoba, bo normalnie maluje na poziomie pięciolatka XD Czy tylko mi się wydaje, że wygląda jak Voldemort, bo nie widać jej nosa? O.o


No i jeszcze oczywiście przypominam, że 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ! 

Bo ostatnio komentarzy było strasznie mało, w porównaniu z tym, co było wcześniej :c 

13 komentarzy:

  1. Leo = Najsłodsza osoba na świecie. (zaraz po Luke'u, bo on jest najcudowniejszy)
    Co do Twojej opinii na temat tego rozdziału... To się w 100 % zgadzam. Jest cudowny <3
    Czemu wszyscy tak nie lubią Crisa... On jest super <3 Ale ja kocham takie charaktery. :D
    Rysunek jest łady i nawet nie zauważyłam, że nie widać nosa :) Ale mam małą prośbę... Naucz mnie rysować tak ślicznie oczy. PROSZĘ!!! i usta... i nos... Ja tam w ogóle nie umiem rysować portretów. Ale portrety wychodzą mi najlepiej. Dobra nie ważne.
    Kocham Lazel ponad życie... ale Lessica też jest super. No bo Leoś jest super. Oczywista kolej rzeczy. Wszystko z Leo jest super. Tylko nie Caleo to jest równie okropne jak Frazel...
    I znowu zboczyłam z tematu...
    AVE TY za ten rozdział! Ale uczyć to się chyba nikomu nie chce... nigdy...
    Dużo weny do koszyka, Żeby cię Slender nie złapał jak będziesz wracać do domu :)
    Laciata <3
    P.S AVE TY!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczy nie ja malowałam, to z Top model siostry XD
    A co do Caleo to zupełnie się z tobą zgadzam! Przecuez oni zupełnie do siebie nie pasują! Poza tym ona na początku go nie chciała! A za Frazel też nie przepadam ;)
    Ale zupełnie się z tobą zgadzam - Leo to najlepszy człowiek swiata!!! Ja jeszcze Nico kocham i Percuego na trzecim miejscu ;)
    Dziękuje bardzo za miły komentarz, slender mnie raczej nie złapie, bo za zimno na to, ale za to chciał mnie w piątek samochód rozjechać XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego uśmiechu nie dało się nie odwzajemnić. Wyglądał trochę jak elf z orszaku latynoskiego Świętego Mikołaja. Miał ciemną karnacje, kręcone, czarne włosy, które trochę przypominały ptasie gniazdo, lekko szpiczaste uszy i urokliwą, lekko dziecinną twarz. Duże, brązowe oczy, wyglądające jakby ich właściciel przed chwilą wypił beczkę kofeiny, błądziły od jednej dziewczyny do drugiej, a ręce wciąż składały i rozkładały coś, co trochę przypominało jakąś. Na upartego można by powiedzieć, że jest całkiem przystojny.
    Świetnie opisałaś Leosia. Co do rozdziału nie zgadzam się. Nie był dobry był The Best! LESSICA FOREVER! Nie zapomnij :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super mega świetny rozdział *_________* XDD
    cieszę się, że jesteś z niego zadowolona ;DDD
    Leo i Jess tak strasznie do siebie pasują *____* LESSICA <3
    Cris nadal mnie wkurza XDDD
    "- Zgadnę. Jestem niezwykle inteligentny i błyskotliwy, choć nie wyglądam - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
    - Taa, a do tego skromny - dziewczyna ze śmiechem dźgnęła go palcem w żebra." - cały LEO <3

    rysunek świetny XD tylko szkoda, że nosa nie widać ;DDD

    i dałaś świetną muzykę <3333 koooocham <333333 ID ;*

    czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc muzyka działa? :o Jeeeeej :) Wczesniej nie działała ;) I bardzo się cieszę, że ci się podoba ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. omg jakie to cudowne no normalnie chce twoj talent :************

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba już o tym pisałam, ale napiszę jeszcze raz:
    Nie bawię się w te wszystkie VBA i LBA i co tam jeszcze jest. Po prostu nie za bardzo ogarniam, o co w tym wszystkim chodzi i raczej nie mam na to czasu ;_;
    Mimo wszystko dziękuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Wtedy przepraszam. Nie wiedziałam :)
    P.S U mnie next.
    Laciata <3

    OdpowiedzUsuń